- Do końca swoich dni, zachwycała życiową mądrością i jasnością umysłu, a wszyscy, którzy mieli zaszczyt i honor poznać panią Jadwigę, czerpali z jej świadectwa wielką inspirację i energię do życia – podkreśla Ewa Dados, dziennikarka, przyjaciółka pani Jadwigi. - Jeszcze przedwczoraj tak pięknie powiedziała „Kocham was wszystkich”. I my Ją kochaliśmy ogromnie. Dziś zasnęła cicho, zostawiając smutek i tęsknotę – dodaje Dados.
Jeszcze w marcu tego roku, pani Jadwiga mówiła, że te ponad 100 lat bardzo szybko jej minęło. - Cieszę się, że dożyłam tych pięknych lat. Nie wiem jak to się stało - przyznała Kurierowi.
Jadwiga Szubartowicz zd. Skawińska urodziła się 16 października 1905 roku w Lublinie i całe dorosłe życie związała z naszym miastem. Była świadkiem rewolucji październikowej w Rosji, bo ojciec został tam delegowany do pracy na kolei. Po pierwszej wojnie światowej wróciła do rodzinnego Lublina. Uczyła się w Gimnazjum Sióstr Urszulanek, studiowała pedagogikę. Jej mąż, Antoni, był wojskowym. Razem z generałem Andersem zdobywał Monte Cassino.
Pani Jadwiga pracowała m.in. jako księgowa. Z Józefem Czechowiczem pracowała w redakcji Kuriera Lubelskiego. – Jako korektor pracował u nas Józef Czechowicz. Układał, wymazywał, dodawał, przestawiał zdania. Chodził w popielatej marynarce, ubrany w koszulę z krawatem. Była z niego trochę taka powolna ciapa – opowiadała nam w 2015 roku pani Jadwiga.
Z kolei z Edwardem Hartwigiem spotykała się w Izbie Rzemiosła. – Zrobił mi nawet zdjęcie portretowe. Swój zakład rodzinny prowadził z ojcem Ludwikiem przy ul. Kapucyńskiej. To byli dobrzy i porządni ludzie. Edzio robił takie śliczne i miękkie fotografie – wspominała.
1 września 1939 roku miała 34 lata. II wojna światowa zastała ją dosłownie na Krakowskim Przedmieściu. – Leciałam do domu po szkłach, bo było bombardowanie. Do dziś pamiętam ten ogromny huk. Największe bombardowanie było 9 września. Przez dwa dni siedzieliśmy w piwnicy domu przy ul. Pszennej – wspominała.
Pamiętała też jak wywożono z Lublina słynny obraz Matejki, a były to czasy kiedy jeździło się jeszcze dorożkami i wozami. - Nie było asfaltów. Nawet Bernardyńska miała kocie łby. Pamiętam, że jak wieźli do ukrycia obraz Matejki - Bitwa pod Grunwaldem - to wóz trajkotał głośno - mówiła pani Jadwiga.
W czasie rozmów z Kurierem Lubelskim dziwiła się, że media się nią interesują, bo żyła skromnie i po cichu. – Nigdy nie przypuszczałam, że będą mnie opisywać w gazetach, prosić o wywiad do radia czy telewizji. Tak samo nie myślałam, że dożyję tylu lat – odpowiadała.
7 marca tego roku jako pierwsza lublinianka została uroczyście uhonorowana Medalem 700-lecia miasta przez prezydenta Krzysztofa Żuka. Przypomniała wtedy swoją receptę na długowieczność: - Stale i ciągle trzeba się dokształcać i doskonalić. Z pomocą Boga należy szukać piękna i dobra, a zło łamać.
Ostatnie miesiące spędziła w Domu Pomocy Społecznej przy ulicy Ametystowej w Lublinie.
Uroczystości pogrzebowe odbędą się w środę, 26 lipca o godz. 13 na cmentarzu przy ul. Lipowej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?