Plaga wszy w lubelskich szkołach

- Przychodzi do nas coraz więcej zrozpaczonych rodziców, których dzieci wróciły ze szkoły czy przedszkola z wszami - przyznaje Dominika Hagel, farmaceutka z Apteki Pomocna na deptaku. - Incydenty zachorowań zdarzają się co roku, zwłaszcza po wakacjach, kiedy dzieci wracają z kolonii lub zakładają na głowy czapki i szaliki, które w szkolnych szatniach wiszą blisko siebie.

W aptece możemy znaleźć nie tylko grzebienie do wyczesywania gnid i wszy, ale także specjalne szampony i płyny. Powinna je stosować cała rodzina.

Z wszami walczy teraz pan Stanisław, którego córka jest uczennicą Szkoły Podstawowej nr 51 przy ul. Bursztynowej. - Córka ma długie włosy. Mamy bardzo poważny problem z leczeniem. Co z tego, że ja pozbędę się wszy, skoro nie zrobią tego inni rodzice. Wychowawczyni i dyrektorka twierdzą, że są bezsilne, bo nie mogą sprawdzać głów dzieciom - opowiada nasz Czytelnik.

Marianna Olszańska, dyrektorka szkoły, do której chodzi córka pana Stanisława, mówi jednak, że pielęgniarka szkolna na bieżąco monitoruje sprawę.

- Rodzice uczniów z dwóch klas, których sprawa dotyczy, zostali o tym poinformowani i poproszeni o sprawdzenie głów dzieci - mówi dyrektorka. I dodaje: - Pielęgniarka szkolna nie zajrzy do włosów dzieci. Leży to w gestii rodziców.

Mogłaby to zrobić, bo w przypadku podejrzenia o występowaniu wszawicy przepisy zezwalają na przeprowadzenie kontroli czystości wśród uczniów, których rodzice wyrazili zgodę na objęcie ich profilaktyczną opieką zdrowotną,

- Jeszcze się nie zdarzyło, żeby rodzic się na to nie zgodził - informuje Krzysztof Szulej, dyrektor SP nr 44 przy ul. Tumidajskiego. Przeglądy włosów odbywają się tu profilaktycznie dwa razy w roku (szkoła ma na to osobną zgodę od rodziców) i dodatkowo, gdy pojawiają się wszy.

- Takie sprawdzanie wymaga dyskrecji. Dzieci pojedynczo wchodzą do gabinetu pielęgniarki. Najpierw są ważone i mierzone, a później są im sprawdzane włosy - wyjaśnia dyrektor.

Od początku roku szkolnego sanepid odebrał kilka zgłoszeń o wszach w placówkach oświatowych. W ciągu roku jest ich zwykle 20 - 30. Połowa się potwierdza. Dzieci łapią pasożyty w przedszkolach i szkołach podstawowych.

- Wszawica nie jest uwzględniona w wykazie chorób zakaźnych. Przypadki zachorowań nie są więc zgłaszane do sane-pidu, dlatego nie mamy pełnego obrazu zjawiska - tłumaczy Renata Trzaskowska-Misztal, pracownik Oddziału Higieny Dzieci i Młodzieży PSSE w Lublinie i dodaje: - Nie wszyscy rodzice wyrażają zgodę na objęcie dzieci profilaktyczną opieką zdrowotną w szkołach, a tym samym sprawdzanie włosów.

Dlaczego ta plaga ciągle wraca do szkół?

- Wydaje się, że w dobie postępu nie powinniśmy mieć do czynienia z wszami. Niektóre dzieci są jednak zaniedbywane, także pod względami higienicznymi. - Żeby zarazić się wszawicą, nie trzeba wiele. Wystarczy otrzeć się o kogoś w autobusie czy na przystanku - podkreśla pielęgniarka Elżbieta Lempek i podkreśla, że poza użyciem preparatów na włosy należy także wymienić, wyprać, wygotować i wykrochmalić pościel oraz ubrania.

Wszawica bywa szczególnie przykra dla dziewczynek. - Włosy często trzeba obciąć, bo są zbyt długie i gęste. Trudno z nich wyczesać pasożyty - dodaje Lempek.