Za kryzys płacą klienci banków

W efekcie na zakup mieszkania stać dziś głównie bogaczy, którzy zarabiają po 10-12 tys. zł albo mają kilkaset tysięcy wkładu własnego. Większość kosztów osłabienia gospodarczego banki zrzuciły na klientów.

Na drożejącym od kilku miesięcy franku też zarabiają: do ceny zakupu waluty doliczają swoją prowizję (spread). Klienci z przerażaniem obserwują rosnące co miesiąc raty i zastanawiają się, czy przewalutować już swój kredyt, czy też czekać, licząc na to, że złoty się umocni.

Najmądrzejsi ekonomiści boją się prognozować, kiedy złoty sięgnie dna. Większość z nich nie widzi racjonalnych przesłanek do takiego spadku: polska gospodarka wprawdzie mocno zwolniła, ale nawet w mało optymistycznych prognozach Komisji Europejskiej w tym roku będzie rozwijała się w tempie dwa procent rocznie. Biorąc pod uwagę, że większość krajów Unii Europejskiej wpadło lub wpada w recesję, to bardzo dobry wynik.

Na szczęście spada oprocentowania kredytów. Europejski Bank Centralny podobnie jak bank w Szwajcarii kilkukrotnie już obniżył stopy procentowe. Zapowiadane na hit tego roku kredyty złotowe również powinna czekać przecena, gdyż RPP również zaczęła serię obniżek stóp. Następna może nastąpić już pod koniec stycznia.

Jednak w dalszym ciągu najtańszą alternatywą będzie frank szwajcarski. A więc z przewalutowaniem kredytów nie trzeba się śpieszyć.