Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbrodnie sprzed lat: Bomba na ulicy 1 Maja

Agnieszka Kasperska
W roku 1995 przez Lublin przetoczyła się fala zamachów bombowych. Ładunki wybuchały najczęściej przed domami bogatych biznesmenów.
W roku 1995 przez Lublin przetoczyła się fala zamachów bombowych. Ładunki wybuchały najczęściej przed domami bogatych biznesmenów. archiwum
W roku 1995 przez Lublin przetoczyła się fala zamachów bombowych. Kurier opisał kilkanaście z nich. Ładunki wybuchały najczęściej na parapetach mieszkań i wycieraczkach w domach bogatych biznesmenów. Były to próby zastraszenia ich i zmuszenia do płacenia haraczy. Najgłośniejsza - nie tylko w dosłownym znaczeniu - była jednak detonacja bomby w audi zaparkowanym przy ulicy 1 Maja w Lublinie.

Był 12 lutego 1995 roku. Tuż przed godziną 21 detonacja ładunku wybuchowego rozrywa audi 100. W okolicznych mieszkaniach, u zegarmistrza i w delikatesach wypadają szyby. Na ulicę wybiegają mieszkańcy okolicznych kamienic.

- Pracowałem w zakładach mięsnych, więc nie jestem osobą tak bardzo wrażliwą, ale to, co zobaczyłem, zszokowało mnie - mówił Kurierowi Marek Standera, jeden z pierwszych gapiów. - Na drzewach i płocie porozrzucane były fragmenty ciała. Niektóre znalazły się nawet na fasadzie pobliskiego domu. Podwórze usiane było szkłem. Z samochodu został w zasadzie tylko tył i przód.

Na środku ulicy leżało ciało młodego mężczyzny z oderwanymi ręką i nogą. To 23-letni Roman R. Szczątki drugiego, 42-letniego Lubomira P. z Warszawy, zostały rozrzucone w promieniu kilkudziesięciu metrów. Mężczyzna został zidentyfikowany dopiero dwa miesiące później. To Lubomir P., który zajmował wysoką pozycję w przestępczej hierarchii. Na pagonach miał wytatuo-waną dystynkcję pułkownika, czym poszczycić się mogło niewielu kryminalistów. Policjanci podejrzewają, że obaj mężczyźni trudnili się podkładaniem materiałów wybuchowych.

- Nie jest wprawdzie normalne, że ktoś siedząc w samochodzie bawi się bombą o sile wybuchu, jaki powoduje kilogram trotylu. Ładunek nie był jednak podłożony pod samochodem. Nie leżał też na przednim siedzeniu - mówili Kurierowi eksperci z lubelskiej policji. - Z całą pewnością osoba siedząca obok kierowcy trzymała go na kolanach i bawiła się nim, doprowadzając do eksplozji.

Mundurowi podejrzewali, że zabici pracowali na zlecenie mafii. Nie znali jednak jej członków. Dopiero dziesiątki anonimowych telefonów, które odebrali po wybuchu, wyjaśniły im wzajemne powiązania przestępczego świadka.

Okazało się, że właścicielem audi był Krzysztof R. Mężczyzna trudnił się przewożeniem drogich samochodów z Niemiec za wschodnią granicę Polski. Interes nie szedł zbyt dobrze. Lublinianin miał ogromne długi - 140 mln złotych. Ich wyegzekwowaniem miał się zająć lwowianin, Antonij K., pseudonim "Tolik" (przedstawiający się jako prywatny przedsiębiorca i były porucznik wojskowych oddziałów specjalnych). Mężczyźni spotkali się 12 lutego 1995 roku przy placu Czechowicza. Ukrainiec nie przyjechał jednak sam. Krzysztofa R. otoczyli od razu jego "żołnierze". Wśród nich znajdowali się m.in. Marek O., właściciel jednej z lubelskich agencji towarzyskich (jej prowadzenie przejęła potem jego siostra, Jolanta P.), którego z kolei ochroniarzem był Janusz K., pseudonim "Siusiek", bohater wielu głośnych procesów i brat znanego na całą Polskę "Ciola". Mężczyzna został wynajęty przez mieszkańca województwa zamojskiego do wyegzekwowania długu (300 mln zł) od stolarza z Sitna. Po dług pojechał razem z Grzegorzem S. i Julianem K. Padła groźba: "Dawaj forsę albo przyjadą do ciebie w cztery samochody lub załatwi cię mafia wołomińska!" Stolarz pieniędzy jednak nie miał. Aż czterech spotkań było potrzeba, żeby wyegzekwować od niego niespełna 50 mln zł. Zjawiali się u niego z bronią. Bili go, krępowali. Straszyli, że zastrzelą. Pieniądze od stolarza Janusz K. zostawił dla siebie w zapłacie za "czynności windykacyjne".

Jak ustalili lubelscy śledczy, właśnie Janusz K. skonstruował bombę, która wybuchła w audi przy ulicy 1 Maja. Bomb powstało co najmniej trzy. Jedną z nich zdetonowano w Kalinówce przed salonem Volkswagena. Drugą znaleziono w mieszkaniu podczas przeszukania. Trzecia wybuchła w audi.

Samochód został zarekwirowany Krzysztofowi R., właśnie podczas spotkania w centrum Lublina. Dłużnik został dotkliwie pobity i wystraszony. Nie stawiał oporu, gdy windyktorzy zażądali od niego dokumentów i kluczyków od samochodu. Auto stanowić miało gwarancję zwrotu długu. Na oddanie 140 mln złotych mężczyzna otrzymał tydzień. 12 lutego przestępcy jeździli audi po Lublinie. Byli też m.in. w Nałęczowie i Łęcznej. O godzinie 20.53 zaparkowali przy 1 Maja.

Idąc tropem sprawy policjanci wpadli na trop zorganizowanej grupy przestępczej, zajmującej się sutenerstwem, wymuszeniami rozbójniczymi i próbującymi sięgać po terror. Zarzuty ostatecznie usłyszało 10 osób. Pięciu z nich oskarżono o tzw. zabór mienia (czyli audi, które wybuchło). Wyrok w tej sprawie wydano 25 listopada 1996 roku. Juliana K. i Janusza K. skazano na trzy lata pozbawienia wolności. Dwuletnie kary więzienia wymierzono Antolijowi K. oraz mężczyznom, którzy razem z nim zastraszyli Krzysztofa R. - Dariuszowi S., Andrzejowi Z. i Grzegorzowi M. Rokiem i sześcioma miesiącami pozbawienia wolności ukarano Jolantę P., natomiast rokiem Krzysztofa B. i Grzegorza M. Wykonanie trzech ostatnich wyroków sąd zawiesił na cztery lata. Nakazał przy tym oskarżonym trzymanie się z daleka od środowisk przestępczych i zdemoralizowanych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski