MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zbrodnie sprzed lat: Killer z Lublina konstruktorem bomb dla przestępczego podziemia w Polsce

Agnieszka Kasperska
18 maja 1998 r., tuż po godzinie 7 rano, przy ulicy Granicznej w Lublinie wybuchła bomba podłożona pod volkswagena golfa
18 maja 1998 r., tuż po godzinie 7 rano, przy ulicy Granicznej w Lublinie wybuchła bomba podłożona pod volkswagena golfa Archiwum Kuriera Lubelskiego
Pochodzący z podlubelskich Niemiec Ryszard Z. był w latach 90. głównym konstruktorem bomb dla przestępczego podziemia w całej Polsce. Nie tylko konstruował tak zwane bomby wstrząsowe z trotylu, ale także sam wysadzał nimi samochody.

18 maja 1998 r., tuż po godzinie 7 rano, przy ulicy Granicznej w Lublinie wybuchła bomba podłożona pod volkswagena golfa. Eksplozja była tak silna, że włączyły się alarmy w samochodach zaparkowanych przy ulicy Szczerbowskiego. W sąsiednich kamienicach z okien powypadały szyby.

- Wyskoczyłem z domu i zobaczyłem, jak syn próbuje ściągnąć leżącego na asfalcie ojca. Podbiegli do niego także inni sąsiedzi. Kazali się nie ruszać do czasu przyjazdu karetki - relacjonował w Kurierze Czesław Staszczak, jeden z mieszkańców ulicy Granicznej.

Szybko okazało się, że ofiarą był Tadeusz J., niegdyś zawodnik judo. Wybuch urwał mu lewą nogę. Rozrzucone szczątki auta leżały w znajdujących się kilkadziesiąt metrów dalej przydomowych ogródkach.

Policja niemal od razu uznaje, że zamach jest efektem porachunków między grupami przestępczymi. Sprawa nie była jednak prosta. Po roku została umorzona z powodu niewykrycia sprawców. Wznowiono ją dopiero w 2004 roku dzięki informacjom przekazanym przez funkcjonariuszy gdańskiego oddziału Centralnego Biura Śledczego.

Jak mundurowi z Wybrzeża znaleźli lubelskiego bombiarza? Badali zdarzenie z 19 czerwca 1998 roku. 17-letnia licealistka Marlena F. chciała tego dnia pojechać do liceum, żeby odebrać świadectwo ukończenia III klasy. Wsiadła za kierownicę mercedesa należącego do ojca (nie było go w domu). Gdy włączyła zapłon auto eksplodowało. Nastolatka zginęła na miejscu.

Okazało się, że w wybuchu miał zginąć Ryszard F., ojciec dziewczyny. Inspiratorem zamachu na jego życie był 51-letni wówczas Roman S. Obaj prowadzili niewielkie sklepiki na terenie ośrodka wypoczynkowego nad jeziorem Borówno Wielkie koło Skarszew. Między konkurentami dochodziło dowielu konfliktów.

Ostatecznie S. postanowił pozbyć się rywala. Morderstwo planował przez rok. Ze swoich planów zwierzył się Mirosławowi E., właścicielowi restauracji "Pod Kominkiem" w Skarszewach, który miał kontakty z półświatkiem. Ten z kolei zlecił wykonanie bomby "killerowi z Lublina".

- Ryszard Z. dostarczył materiał wybuchowy jak pizzę - powie potem sędzia Andrzej Węglowski. - Uzbroił ją i podłożył pod samochód. Życie ludzkie nie miało dla niego żadnej wartości. Oskarżeni działali, aby zabić. Nic ich nie mogło powstrzymać. Tylko los sprawił, że zginęła nie ta osoba, która była celem zamachu.

Mężczyźni zostali skazani na dożywocie. Ryszard Z. przyjął wyrok ze stoickim spokojem, mimo że do końca nie przyznawał się do winy i wnosił o ułaskawienie.

Rok później Sąd Apelacyjny w Gdańsku zmniejszył wyrok dla Mirosława E. do 25 lat więzienia. Powodem była współpraca z policją przy ustalaniu przebiegu wydarzeń.

W czasie, gdy sprawą Ryszarda Z. zajmował się gdański sąd, jego działalność badała także lubelska prokuratura. Śledczy ustalili, że mężczyzna produkował ładunki dla grup przestępczych w całym kraju. Był to rodzaj "zadośćuczynienia" za to, że nie rozliczył się z gangsterami za BMK (składnik do produkcji amfetaminy), który miał dla nich sprowadzić.

W efekcie tej "współpracy" w latach 1997-1998 w Trójmieście eksplodowało przynajmniej 35 ładunków wybuchowych wyprodukowanych przez "killera z Lublina". Kilkadziesiąt kolejnych zostało zdetonowanych w Warszawie, na Śląsku i w Lublinie. Śledczy postawili Z. zarzuty.

- Zarzuciliśmy mu usiłowanie zabójstwa Tadeusza J. i nielegalne posiadanie broni - mówi Andrzej Lepieszko, ówczesny rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.

Proces relacjonowały lubelskie media. Nie obyło się bez skandalu. Latem 2005 roku po jednej z rozpraw Z. próbował uciec z budynku sądu. Zdjął kajdanki z rąk i nóg. Policjanci z konwoju złapali go jednak przy bramie na sądowym parkingu.

Uznając, że bombiarz chciał się zemścić na Tadeuszu J., który miał go oszukać w transakcji narkotykowej, sąd skazał go na 15 lat pozbawienia wolności.

- Mężczyzna przebywa w tej chwili w lubelskim Areszcie Śledczym - informuje major Jacek Zwierzchowski, rzecznik prasowy Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Lublinie. - W 2027 roku skończy odsiadywać wyrok 15 lat pozbawienia wolności. Później rozpocznie wyrok dożywocia. Ma też orzeczone inne kary. Wyrok łączny jeszcze nie zapadł.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski