Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fujara kontra Jutrzenka i Proch. O zamojskich perypetiach przyszłej królowej Marysieńki

Bogdan Nowak
Bogdan Nowak
Portret królowej Marii Kazimiery w stroju koronacyjnym: na koniu.
Portret królowej Marii Kazimiery w stroju koronacyjnym: na koniu. Wikipedia
Była uważana za kobietę piękną, wpływową, energiczną i obdarzoną niezwykłym poczuciem elegancji i smaku. W Zamościu nie szczędzono jej jednak upokorzeń. Maria Kazimiera, zwana Marysieńką, była tutaj żoną potężnego magnata Jana „Sobiepana” Zamoyskiego i… kochanką przyszłego króla.

„Współczuję Wmśći udrękom, ale i mnie jest bardzo niemiło, że un chłop gruby śpi na jednej ze mną poduszce (oddzielne sypialnie dla małżonków pojawiły się dopiero w następnej epoce — przyp. red.)” — pisała w jednym z listów Marysieńka do swojego kochanka, Jana Sobieskiego.

Ingres małżonków

Maria Kazimiera była córką Henryka margrabiego de la Grande d`Arquien, zubożałego szlachcica francuskiego. Urodziła się 20 czerwca 1641 r. w Nevers. Do Polski przybyła wraz z dworem Ludwiki Marii Gonzagi. Słynęła z niezwykłej urody. Podkreślano zwłaszcza piękną oprawę jej oczu. Na swoich portretach prezentowała także kształtne i ponętne piersi (ten element kobiecej urody zajmował znamienite miejsce w kulturze szlacheckiej; porównywany był do jabłuszek, żywych wabików, nocnych przewodników; podobały się też wąskie talie, rozłożyste biodra i tęgie uda.)

Wychwalano także inne, mniej na pierwszy rzut oka widoczne cechy Marii Kazimiery: inteligencję, dobroć, miłosierdzie, które okazywała klasztorom i ubogim, oraz pobożność i życzliwość dla zwykłych ludzi. Nie tylko to się podobało. Lubiła podobno spacery w czasie deszczu (dziś nazwalibyśmy je romantycznymi), taniec oraz grę w karty. Początkowo mówiła niezbyt dobrze po polsku, ale z czasem zaczęła radzić sobie z naszym językiem coraz lepiej. (Pod koniec życia podobno posługiwała się nim sprawniej niż niejedna rodzima dama.) To wszystko oczarowało Jana „Sobiepana” Zamoyskiego, III ordynata i właściciela Zamościa.

„J. ośw. Patron po wysłuchaniu mszy św. i otrzymaniu błogosławieństwa od ks. dziekana wyjechał do Warszawy w celu poślubienia j. ośw. pani Marii Kazimiery Franciszki księżny d`Arquien. Niech mu Niebianie użyczą tego, czego pragnie w swych myślach i w sercu” — pisał 22 lutego 1658 r. Bazyli Rudomicz, zamojski kronikarz. A 3 marca notował: „Odprawiona została wotywa o Duchu Świętym w intencji szczęśliwego wjazdu do Warszawy j. ośw. naszego Patrona w celu zawarcia małżeństwa oraz za jego powrót pomyślny, fiat, fiat”.

Ślub Marii Kazimiery z „Sobiepanem” odbył się 3 marca 1658 r. Wesele natomiast zorganizowano na królewskim zamku w Warszawie, pod bezpośrednim patronatem pary królewskiej. 30 marca Maria Kazimiera uroczyście wjechała do Zamościa. „Ingres (chodzi o uroczyste objęcie władzy — dop. autor) j. ośw. pana wraz ze swoją małżonką j. ośw. odbył się około piątej godziny wieczorem — notował tego dnia Bazyli Rudomicz. — Wszyscy cieszą się z tego, spodziewając się pokrzepienia na duchu. Niech nam oboje żyją”.

Zdradzana i zaniedbywana

Wybranka serca magnata właściwie była jeszcze dzieckiem. Jej los nie był godny pozazdroszczenia. Marysieńka musiała zmierzyć się z hulaszczymi upodobaniami męża oraz lekceważeniem z jego strony. Nie tylko. 10 sierpnia 1660 r. Rudomicz w swoim diariuszu notował: „W czasie pobytu króla (Jana Kazimierza) w Zamościu, a raczej tuż po jego wyjeździe pan Ludwik znalazł w pokoju j. oś. Zamoyskiej (chodzi o Marię Kazimierę) opieczętowany list, zaadresowany do niej. Był to paszkwil, który ona przeczytała z najwyższym bólem (możemy się domyślać, co w nim było napisane — dop. autor). Podobno ktoś już trzeci raz uczynił tę niegodziwość od czasu poślubienia jej przez j. ośw. Patrona”.

W nocy z 4 na 5 grudnia 1660 r. urodziła się Zamoyskim córeczka: „Wieczorem tego samego dnia ze względu na niebezpieczeństwo życia została ochrzczona prywatnie, bez uroczystych obrzędów, przez ks. Abreka, imieniem Katarzyna na cześć swej babki. Z racji tych urodzin odśpiewano po roratach Te Deum laudamus”.

19 grudnia 1662 r. kronikarz pisał natomiast o pogrzebie. „Wczorajszego dnia już późnym wieczorem pogrzebano zwyczajem obcym, przywiezione zwłoki Katarzyny Barbary, córeczki naszych j. ośw. (Zamoyskich)” — pisał dzień po tej ceremonii.

Sytuacja rodzinna Zamoyskich była coraz bardziej skomplikowana, dlatego próbowała interweniować rodzina Marii Kazimiery. „Podobno doszło do poważnego nieporozumienia między naszym j. ośw., a markiesem (chodzi o markiza Ludwika d`Arquien), bratem j. ośw. (Marii Kazimiery) — pisał 1 marca 1664 r. Bazyli Rudomicz. — Markiz został potajemnie wysłany na pobyt do Płocka, aby uniknął śmierci z ręki j. ośw. („Sobiepana”)”.

Zdradzana i zaniedbywana Marysieńka (ordynat zaraził ją podobno także syfilisem) jeszcze wiosną 1659 r. zawarła bliższą znajomość z Janem Sobieskim. Początkowo dość niewinny romans przemienił się w żarliwą miłość. (Warto napomknąć, że według niektórych kronikarzy Sobieski przed związaniem się z Marią Kazimierą mógł już poszczycić się doświadczeniem w sferze miłosnej; miał zresztą kilkoro nieślubnych dzieci, o które raczej nie dbał).

Wszystkie śliczności dobrodziejki mojej

Listy tej pary kochanków są arcydziełami staropolskiej prozy epistolarnej. Sobieski okazał się znakomitym prozaikiem, a jego miłosne zaklęcia także dzisiaj mogą wzruszać. Korespondencja toczyła się wśród burzliwych wydarzeń ówczesnego życia politycznego i podczas licznych wojen. Kochankowie rozpisywali się także na temat ludzi z ich otoczenia. „Nie ma nic ciekawszego dla badań stylistycznych niż porównanie listów, jakie Sobieski pisał do Marysieńki — zachwycał się Tadeusz Boy-Żeleński. — Zazwyczaj w listach styl jego nosi znamiona epoki: ciężki, z łacińska zawijany, odświętny i makaroniczny. Do niej jakby inny człowiek pisał”.

Także listy Marysieńki z zamojskiego okresu odzwierciedlają odcienie i barwy tej żarliwej, skrywanej miłości. Tkliwe porównania, poezja, tęsknota czy komplementy są tutaj na porządku dziennym. Możemy tam znaleźć również pikantne wyznania. Maria Kazimiera całowała np. w jednym z listów swego oblubieńca „od stóp aż do głowy”. On natomiast w zamian całował „muszeczkę” swojej wybranki oraz „wszystkie śliczności dobrodziejki mojej, od nóżeczki, aż do najśliczniejszej gębusieńki”.

Nie brakuje też złośliwości. Kochankowie stworzyli własny kod. Marysieńka nazywana jest zwykle Jutrzenką, Esencją lub Różą, a Sobieski w listach występuje jako Jesień, Proch czy Celedon. Ich pisma nazywane są owocami. Nie wszystko jest jednak tak poetyczne. „Sobiepan” określany jest m.in. jako Fujara, a jego siostra Gryzelda Konstancja Wiśniowiecka to Basetla lub Brytfanna.

„Z Fujarą i Brytfanną siadam do stołu i widuję się tylko wtedy, kiedy nie można inaczej — pisała Marysieńka w jednym z listów do kochanka. — Fujara się na mnie z tego powodu gniewa, ale choćby miał się gniewać jeszcze bardziej, to i tak będę się starała ich widywać jak najrzadziej”. W innym liście przestrzegała: „Pieczętuj WMść lepiej swoje listy, bo te, które mi oddano każdy może otworzyć. Przyda się Wmści lak, dzielę się więc z Wmścią ostatnią pałeczką dobrego laku. Jest czerwony, pieczętuj nim WMść listy bardziej poufałe (…). Żegnaj WMść. Mówię Wmści dobranoc”.

Oto masz rozwód, którego pragnęłaś

W kwietniu 1665 r. pożegnał się z ziemskim padołem Jan „Sobiepan” Zamoyski. Trójka jego dzieci zmarła. Na tym nietypowym ordynacie wygasła więc główna linia Zamoyskich. Marysieńka była wolna. Już pięć tygodni po śmierci Zamoyskiego, w atmosferze skandalu, zawarła ślub z Janem Sobieskim. Odbył się on w zamkowej kaplicy w Warszawie. Tak przypieczętowana została gorąca, zakazana miłość kochanków.

Nie tylko mieszkańcy Zamościa byli zdumieni tym, co się stało. „Mówią o przybyciu j. ośw. Marii Kazimiery Zamoyskiej z najjaśniejszą królową (Marią Ludwiką), aby złożyć hołd zwłokom Zamoyskiego i objąć we władanie posiadłości z zapisu i jako dożywocie (…) — relacjonował nastroje w pierwszych dniach maja 1665 r. Bazyli Rudomicz. — Podobno król (Jan Kazimierz) otrzymawszy list z wiadomością o śmierci j. ośw. (»Sobiepana«) rozpłakał się, a następnie przyszedłszy do królowej, u której była żona śp. Zamoyskiego (chodzi o Marię Kazimierę), rzucił jej list mówiąc: Oto masz rozwód, którego pragnęłaś!”.

A w następnych dniach Rudomicz notował: „Wiele się słyszy o staraniach j. ośw. Zamoyskiej w celu objęcia w posiadanie dóbr po śp. j. ośw. swoim mężu Zamoyskim, a to ze względu na informację, że otrzymała ona zapis wartości 600 000 fl. (…). Jm. pan Kotowski, sędzia warszawski objął urzędowo w imieniu j. ośw. Zamoyskiej dwór położony w Lublinie. Stąd j.w. księżna (Gryzelda Konstancja Wiśniowiecka) napisała do wszystkich dzierżawców majątków, aby sprzeciwili się intromisji do tych posiadłości (…). Jm. pan Szornel sędzia lubelski opowiadał, że pan Kotowski, sędzia warszawski wraz z ks. Rużyckim, prezydentem Trybunału Koronnego w Lublinie przybyli (do Zamościa) z upoważnienia Zamoyskiej (chodzi o Marię Kazimierę), aby w jej imieniu objąć w posiadanie majątki ordynacji. Obaj odjechali”.

Te starania nie przyniosły rezultatu. Gryzelda Konstancja Wiśniowiecka nie zamierzała oddać ordynacji żonie zmarłego „Sobiepana”. Niebawem otrzymała w tej sprawie nowe argumenty. „W dniu 10 bieżącego miesiąca odbył się ślub j. ośw. (Jana) Sobieskiego, wojewody kijowskiego z j. w. wdową po niedawno zmarłym j. ośw. patronie naszym (ślub odbył się tak naprawdę 14 maja — dop. autor) — pisał ze zdziwieniem 18 maja 1665 r. Bazyli Rudomicz. — Wyszła ona za mąż jeszcze przed pogrzebem pierwszego męża”.

Marysieńka, będąc już mężatką, próbowała wjechać do Zamościa, aby objąć władzę nad miastem i całą ordynacją. To się jej nie udało. „J. w. księżna (Gryzelda Konstancja Wiśniowiecka) dała następującą odpowiedź posłańcowi byłej żonie śp. naszego j. ośw., chcącej oddać cześć jego zwłokom: Szkoda po śmierci to ficte (obłudnie) pokazywać, czego za żywota nie uczyniła, my też ją na pogrzeb prosić nie będziemy”.

Maria Kazimiera nie dała jednak za wygraną.

A wiesz skim gadasz?

„J. w. Sobieska, niegdyś żona śp. naszego j. ośw. chciała wejść do Zamościa z licznymi damami dworu królowej, jednak nie dopuszczono jej nawet do Płoskiego, gdzie chciała przenocować. Z powodu straży, jak i podniesionych mostów zwodzonych, musiała zawrócić” — pisał 5 czerwca 1665 r. Bazyli Rudomicz. A dzień później notował: „Dziś dokładnie wyjaśnił mi jm. pan chorąży bracławski przyczynę zamknięcia bram przed j.w. panią Sobieską, ponieważ jegomość pan Gutowski dworzanin królewski został przysłany do Zamościa z żądaniem, by Sobieskiej jako pani dano wstęp na Zamek i całą władzę, oraz by miała pod swą opieką miasto itd. W trosce więc, by z powodu jakiegoś przypadkowego zabójstwa, nie doszło do rozruchów między strażą miejską, a jej orszakiem albo, żeby do miasta nie weszła jakaś osobista gwardia niby dla ochrony przed jej ewentualnym aresztowaniem, i by nie dano okazji do procesowania się w Trybunale Królewskim jakby z powodu świeżej zbrodni, zamknięto bramy miasta”.

Jak opisuje Rudomicz, Maria Kazimiera próbowała wejść do Zamościu także sama i pieszo. Podobno nie udało jej się nawet zbliżyć do miejskich bram.

„Wtedy ona, zwróciwszy się do ludu, rzekła: Tak toście paniej radzi? Na to ktoś z tłumu odpowiedział: Abo trzeba lepiej? Ona znów: A wiesz skim gadasz? Ów odpowiedział: Wiem z panią Sobieską itd. — pisał Bazyli Rudomicz. –Następnie po zawróceniu karocy ze złamanym dyszlem siadła do niej i zrzuciła czarny welon z głowy. Wtedy ktoś z tłumu rzekł: A nazad Sobkowa! Po tym poniżeniu zbliżywszy się do Płoskiego nawet i tam nie została wpuszczona do dworu przez panią (Helenę) Łęską, która tak rzekła: Niech mi nie ma za złe Jejmość, że ją bez męża nie śmiem puścić tu do dworu, który za swój grosz kontraktem prawnym trzyma, kiedy onej do Zamościa nie puszczono. I tak jechała na wieś do Tiwona, tamże na podworu kabat na siebie rozdarszy rzuciła o ziemię, aż ją astantes animowali (stojący obok uspokajali) etc.”.

Maria Kazimiera czuła się upokorzona. Miała jednak wielkie wsparcie w mężu, który świata poza nią nie widział.

„Żoneczko moja najśliczniejsza, największa duszy i serca mego pociecho — czytamy w liście, który Jan Sobieski 9 czerwca 1665 r. wysłał (z Pielaskowic) do niedawno poślubionej żony. — Tak mi się twoja śliczność, moja złota panno, wbiła w głowę, że zawrzeć oczu całej nie mogłem nocy. P. Bóg widzi, że nie wiem, jeśli tę absance znieść będzie można: bo ażem sobie uprosił (Mikołaja) Koniecpolskiego, że ze mną całą przegadał noc tę przeszłą. Dziś ani o jedzeniu, ani o spaniu i pomyśleć niepodobna. Owo widzę, że mię twoje wdzięczne tak oczarowały oczy, że bez nich i momentu wytrwać będzie niepodobna”.

W Zamościu krążyło jednak wiele wieści i plotek na temat Marii Kazimiery. Często były one dla niej bardzo nieprzychylne. To jedna z nich: „Mówią, że jm. pan Sobieski chce wziąć rozwód ze swoją żoną, którą niedawno pojął tj. po śmierci naszego śp. patrona” — czytamy w diariuszu Rudomicza pod datą 18 września 1665 r.

Sprawa kryminalna

Pretensje do spuścizny po zmarłym magnacie rościli sobie także członkowie jego rodziny: siostra, księżna Wiśniowiecka (ona w tym czasie sprawowała faktyczny zarząd nad majątkiem) oraz m.in. Stanisław Koniecpolski (syn nieżyjącej już w tym czasie drugiej siostry „Sobiepana”).

„Słyszałem od pana Paprockiego, że j.w. księżna (chodzi o Gryzeldę Konstancję Wiśniowiecką) otrzymała od j. w. Sobieskiej wezwanie na sejm w sprawie otrzymanego zapisu 600 000 fl. od śp. wojewody sandomierskiego (Jana »Sobiepana« Zamoyskiego) — pisał w marcu 1666 r. Bazyli Rudomicz. — J. w. Sobieska przypominała między różnymi zniewagami prawdopodobnie i tę, że po śmierci swojego męża nie pozwolono jej wejść do Zamościa, by oddać cześć zwłokom zmarłego (…). Odbyło się szóste posiedzenie (senatorów) (…) w celu pogodzenia j. w. naszej księżny z j. w. panią Marią Sobieską w sporze o posag. Zgodnie z porozumieniem j. w. pani Sobieskiej należy się 370 000 zł, ale nie chce ona ani grosza z tej sumy, lecz dopomina się zapisu dóbr należących do ordynacji”.

Obie strony przedstawiały swoje racje, ale do ugody wówczas nie doszło. Maria Kazimiera dowodziła nawet, że sprawa ma także charakter kryminalny, gdyż zostało obrażone jej dobre imię oraz autorytet.

Spór został jednak rozstrzygnięty. Tak pisał o tym Bazyli Rudomicz: „Po rozważeniu sprawy król (Jan Kazimierz) wydał następujący dekret, gdyż do zgody w żaden sposób nie można było doprowadzić: wobec orzeczenia, że zapis wiana dla jm. Sobieskiej uczyniony został prawidłowo przez śp. wojewodę sandomierskiego, zarządza się w związku z tym jego pełną wypłatę w sześciu ratach, a w wypadku braku zadośćuczynienia postanawia się skazanie strony przeciwnej na wieczną niesławę bez dobrodziejstwa aresztu. Egzekucję tego wyroku porucza się Trybunałowi Koronnemu w Lublinie. Potwierdza się również prawomocność zapisu 200 000 zł ubezpieczonych na dobrach Cerekwi i Szmiden, jak również nakazuje się wypłatę tej sumy z obu majątków”.

Jak zauważył Rudomicz, w tej sprawie król uchylił statut wołyński (były to zbiory norm prawa cywilnego, karnego i procesowego w województwach, które zostały w po unii lubelskiej w 1569 r. wcielone do Korony, tj. wołyńskim, bracławskim i kijowskim), dlatego „nie obowiązuje on nikogo do wstrzymania się od zwierania małżeństwa przed upływem 6 miesięcy od śmierci małżonka”.

W listopadzie 1666 r. strony zawarły jednak ugodę. „Jest rzeczą pewną, że j. ośw. Sobieska otrzymała od naszej j. ośw. księżny Jarosław z należącymi do niego wioskami, aż do czasu wypłacenia jej 400 000 zł” — pisał pan Bazyli.

Jedyny serca mego panie

Jaka tak naprawdę była Maria Kazimiera? Słynęła m.in. ze swojej odwagi. Dała tego dowód podczas najazdu Tatarów w 1688 r. Była już wtedy królową Polski. W asyście świty i zaledwie 20 żołnierzy przebywała w Wysocku niedaleko Jaworowa. Gdy rozeszły się pogłoski, że silny podjazd tatarski znajduje się zaledwie milę od zamku, wszyscy wpadli w panikę. Tylko polska królowa zachowała przytomność umysłu. Pocieszała członków swojego dworu, modliła się w kaplicy oraz wzywała do zachowania spokoju.

Zabawy, w których uczestniczyła — a na dworze Jana III i Marysieńki lubowano się zwłaszcza w maskaradach, na które wymyślano przeróżne przebrania — nigdy nie miały frywolnego charakteru (a tę cechę zarzucało tej niezwykłej kobiecie wielu jej krytyków). Jak zauważył Zbigniew Wójcik, biograf Jana Sobieskiego, tylko raz pewna biesiada nieco wymknęła się spod kontroli. Otóż Michał Potocki, starosta krasnostawski, będąc w stanie upojenia alkoholowego, zaczął prezentować zebranym swoje „wdzięki męskie”.

Maria Kazimiera miała jednak „chwilowe słabości” do kilku mężczyzn. Wśród nich wymienia się księcia kurlandzkiego Ferdynanda Kettlera — który był zresztą od niej młodszy o 14 lat — oraz Benedykta Sapiehę. Wytykano jej to w anonimowych wierszach. „Piękna królowa, bo i piękność samą. / Wdzięczność, układność od Boga nadaną (…). / A kiedy się na twarzy cała wypogodzi. Najtwardsze serce do miłości godzi. / Pierś, brzuszek, nóżka, gełzeczka pieszczone. / Od kurlandzkiego mają być chwalone” — czytamy w jednym z nich.

Maria Kazimiera aż 17 razy zachodziła w ciążę. Urodziła „Sobiepanowi” trzy córki, ale wszystkie zmarły. Przy życiu zostały natomiast dzieci Sobieskiego: najstarszy Jakub (przyszedł na świat 2 listopada 1667 r.), Aleksander, Konstanty i Teresa Kunegunda (zwana przez rodziców „Papusieńką”).

Nie można przecenić znaczenia Marii Kazimiery w sferze politycznej. Dzięki stronnictwu profrancuskiemu przyczyniła się do wyniesienia Sobieskiego na tron. Potem, będąc już królową, wywierała wielki wpływ na wewnętrzną i zagraniczną politykę kraju. Po zatargu z Ludwikiem XIV udzieliła poparcia stronnictwu austriackiemu. Skutkiem takiej decyzji była pomoc udzielona przez wojska Rzeczypospolitej w bitwie pod Wiedniem. Tureckie siły zostały tam rozgromione przez koalicję państw dowodzoną przez Jana III Sobieskiego, znakomitego króla, żołnierza i dowódcę.

Miłość Marysieńki i Jana przechodziła wprawdzie różne zawirowania, ale nigdy tak naprawdę nie osłabła. „Wszystkie duszy, życia i myśli pociechy, najśliczniejsza, najwdzięczniejsza i najukochańsza Marysieńko, jedyny serca mego panie!” — tak 1 sierpnia 1675 r. rozpoczynał list do żony Jan Sobieski. A tak kończył inny, z 1683 r.: „Całuję zatem wszystkie śliczności i wdzięczności jedynego serca mego ze wszystkiej duszy i serca”.

Jana III Sobieski zmarł 17 czerwca 1696 r. Nie wiadomo, jaka była przyczyna zgonu tego wielkiego monarchy. Niektórzy uważali, że była to „ostra niedomoga serca” lub uremia.

„Maria Kazimiera po szoku, jakiego doznała przy pierwszym ataku choroby króla, kiedy stracił on przytomność, zupełne wyczerpana zasnęła i nie była obecna w chwili śmierci męża — czytamy w książce Zbigniewa Wójcika pt. »Jan Sobieski«. — Tragiczną wiadomość zaniósł jej do sypialni biskup Załuski. Rozpacz królowej była wielka i szczera, co silnie podkreślał później ów biskup. Również dwaj synowe (Marysieńki i Jana III Sobieskiego) rozpaczali szczerze, najspokojniej zareagował królewicz Jakub, który bardzo szybko rozpoczął starania wokół swoich interesów”.

Po śmierci męża królowa Marysieńka wyjechała do Rzymu. Zmarła w 1716 r. we francuskim Blois.

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski