Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Nie przeczytałem akt" - przyznaje prokurator, który zamknął niewinnego człowieka

Marcin Rybak
Marcin Rybak
Miałem wątpliwości – przyznaje w rozmowie z portalem GazetaWroclawska.pl prokurator, który w kwietniu 2000 roku podpisał nakaz zatrzymania 23-letniego wówczas Tomasza K. i postawił mu zarzuty gwałtu ze szczególnym okrucieństwem piętnastoletniej Małgosi Kwiatkowskiej. Tomasz K. od 18 lat siedzi w więzieniu. Wczoraj ujawniliśmy, że jest niewinny, a prokuratura przyznaje teraz że doszło do pomyłki i chce, by sąd wypuścił go na wolność. - Nawet nie zdążyłem przeczytać wtedy akt. Przyszedł policjant, dobry fachowiec od zabójstw i powiedział, że są ekspertyzy, które wskazują na tego człowieka jako sprawcę - mówi nam prokurator.

Nasz rozmówca nie pracuje już dziś w prokuraturze. Po wielu latach śledztw i procesów został skazany za korupcję. Nazywa się Stanisław O. W 2000 roku był czwartym prokuratorem, który prowadził śledztwo w sprawie jednej z najgłośniejszych zbrodni dokonanych na Dolnym Śląsku - brutalnego gwałtu i zabójstwa w Miłoszycach koło Jelcza-Laskowic. Zginęła tam 15-letnia Małgosia Kwiatkowska, która bawiła się na sylwestrowej imprezie w wiejskiej dyskotece. W śledztwie nie uznano tego jednak za morderstwo. Dopiero sąd ocenił rzecz inaczej. Skazał za nie właśnie Tomasza K. Choć dziś wiadomo, że dowody zebrane przez prokuraturę były błędne.

Skandaliczna pomyłka prokuratury i sądu. Niewinny człowiek od 18 lat siedzi w więzieniu [CZYTAJ WIĘCEJ]

Czy zatrzymując, oskarżając i skazując niewinnego człowieka prokuratura i sąd działały pod presją? Dlaczego w sprawę wmieszano niewinnego człowieka, absolwenta szkoły specjalnej, który wcześniej nie miał żadnych problemów z prawem?

- Przyszedł do mnie naczelnik wydziału śledczego, powiedział żebym wziął tę sprawę, bo tam niewiele się dzieje – przypomina sobie dziś ówczesny prokurator Stanisław O. Fakt, rodzice Małgosi i ich pani pełnomocnik skarżyli się na prokuratora, który prowadził sprawę przed panem Stanisławem. Domagali się żeby pozbawić go prowadzenia sprawy i dać komuś innemu.

Gdy Stanisław O. przejął śledztwo, policjanci pracowali już nad Tomaszem K. jako rzekomym sprawcą. Byli u niego w domu. Za jego zgodą pobrali materiały do badań: kod genetyczny, zapach i odcisk szczęki. Gdy Stanisław O. sprawę przejął, akurat eksperci przysłali swoje opinie. Ale prokurator nie znał akt sprawy, którą prowadził. Nie zdążył ich jeszcze przeczytać. Zawierzył policjantowi i wynikom ekspertyz.

Wątpliwości? Jakieś miał. Przykład? Zapach Tomasza porównywano z zapachem z czapki znalezionej na miejscu zbrodni. - Tak ważna czynność powinna być nagrana na wideo – mówi dziś były prokurator. A nie została nagrana. Dwa psy wskazały na Tomasza jako sprawcę chociaż dziś – po badaniach genetycznych najnowszymi metodami – wiadomo bezspornie, że to nie Tomasz nosił tę czapkę. Nigdy nawet nie miał jej w ręku.

Kod genetyczny? Badano włosy z czapki. Wskazano, że to może być Tomasz K. Choć ten sam wynik mógł się powtarzać co 71 osób. Wreszcie zęby – w śledztwie eksperci orzekli, że ślad zębów na ciele ofiary mógł zostawić Tomasz K. lub inna osoba, która ma takie samo uzębienie. Dopiero w sadzie – z nieznanych powodów – eksperci oznajmili, że to ugryzienie Tomasza i już. Bez wątpliwości.

- Jasne, że miałem wątpliwości, ale materiału było wystarczająco, żeby zatrzymać i postawić zarzut. Należało to potem pogłębiać. Ale nie zdążyłem przeczytać akt, a potem sprawę mi zabrali – mówi Stanisław O.

To też prawda. Na przełomie 2000 i 2001 roku został zawieszony m.in za to jak potraktował rodziców Małgosi i jej pełnomocnik mecenas Ewę Szymecką. - Jakiegoś wniosku dowodowego nie rozpoznałem. Dostałem naganę – pamięta.
Do tej sprawy już nie wrócił. Akt oskarżenia powstał w kwietniu 2001 roku.

Czy to możliwe, że Tomasz K. został "wrobiony" i sfabrykowano przeciwko niemu dowody? Wszak Stanisław O. został w innej sprawie skazany za korupcję. Ale w śledztwie w swojej sprawie Stanisław O. przyznał się. Co więcej ujawnił sprawy, o których prokuratura nie wiedziała, a które obciążały go. Jak zlecenie podpalenia samochodu świadkowi w jednej ze spraw. - Gdyby wiedział, że sprawa z Miłoszyc była "skręcana", to by nam wtedy powiedział. Nie mam wątpliwości - mówi człowiek z ekipy śledczej, pracującej nad sprawą skorumpowanego prokuratora.

Jeżeli więc przyjąć, że doszło do fabrykowania dowodów to prokurator mógł o tym nie wiedzieć. A nie zwrócił uwagi policjantów na inne tropy, bo nie zdążył przeczytać akt.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: "Nie przeczytałem akt" - przyznaje prokurator, który zamknął niewinnego człowieka - Gazeta Wrocławska

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski