Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

70-lecie Motoru Lublin. Jacek Bąk: Cieszę się, że klub świętuje ten piękny jubileusz

BLIT
Fot. Wojciech Barczynski / Polskapresse
Jacek Bąk jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych wychowanków Motoru Lublin w historii. W pierwszym zespole zadebiutował, mając zaledwie 16 lat. W 1992 roku opuścił klub, przechodząc do Lecha Poznań. Od tamtej pory żółto-biało-niebiescy nie wrócili już do najwyższej klasy rozgrywkowej w kraju, a Bąk przeżył międzynarodową karierę. O dzisiejszej sytuacji klubu, próbach inwestowania w Motor i problemach lubelskiej piłki rozmawialiśmy z 96-krotnym reprezentantem Polski, Jackiem Bąkiem.

Motor Lublin obchodzi w tym roku swoje 70-lecie. Czego można życzyć lubelskiemu klubowi?
Na pewno tego, by wszedł do wyższej klasy rozgrywkowej. Ten klub i to miasto na to zasługują. Życzę klubowi, by jego kibice mogli oglądać jak najlepsze mecze lubelskiej drużyny, a miasto miało zespół, którym może się pochwalić.

Jak wspomina pan czas spędzony w lubelskim klubie jako zawodnik?
Bardzo dobrze. Z Motorem byłem związany praktycznie od urodzenia. Na pierwszy trening poszedłem gdy miałem siedem lat. Gdy miałem 14-15 lat już grałem pierwsze poważne mecze. W wieku 16 lat już wchodziłem na rezerwę, a rok później walczyłem o pierwszy skład. Dobrze wspominam ten okres. Były pewne turbulencje, ale dziś już nie chce o nich mówić. Odszedłem do Lecha Poznań, gdy spadliśmy do drugiej ligi. Bardzo żałuję, że tak się stało z Motorem, bo od tego czasu, jak wiemy, ten klub nie może się podnieść.

Kiedy opuszczał pan zespół, był pan młodym 18-letnim chłopakiem, ale Motor był wtedy w zupełnie innym miejscu niż dziś. Co można powiedzieć o Motorze z tamtych czasów?
Trudno porównywać te czasy. To było prawie 30 lat temu. Piłka nożna była wtedy trochę inna. Dzisiaj jest bardziej fizyczna, bardziej wysiłkowa. Na pewno wtedy wejście do pierwszego składu było dla mnie dużym przeskokiem. Dziś młodym jest dużo łatwiej. Kiedyś to było naprawdę trudne. Pamiętam jeszcze, jak wieszałem siatki na bramki, czy też ostatni szedłem pod prysznic, bo starsi mieli pierwszeństwo. Dziś są inne realia. To jednak była dla mnie dobra szkoła.

Gdy wyjechałem do Lyonu, to na mecz jechałem już tylko z kosmetyczką. W Motorze musiałem dźwigać wszystkie torby, które wypadały z autokaru. Ja jednak dobrze wspominam ten okres.

Obserwuje pan sytuację lubelskiego klubu?
Oczywiście. Chodzę na mecze i widzę, co się dzieje. Boli mnie pozycja lubelskiego klubu. Mieszkam w Lublinie na co dzień. Żyję tutaj, bo właśnie tu postanowiłem wrócić po moich wojażach po świecie. Widziałem w trakcie swojej kariery wiele świetnie zarządzanych klubów i żałuję, że Motor się do nich nie zalicza. Mam nadzieję, że to się zmieni.

Chciałbym widzieć Motor szybujący w górę. Mamy piękny stadion w pięknym mieście i szkoda, że nie ma klubu, który byłby na podobnym poziomie. Podobnie jak rzesze lublinian, mam jednak nadzieję, że to się zmieni.

Jak wiemy, aktualna sytuacja jest trudna. Jak według pana powinna zostać zinterpretowana tabela trzeciej ligi w przypadku przedwczesnego zakończenia rozgrywek?
Oczywiście, że bym chciał, aby to Motor awansował. Mogę być w tej kwestii jednak nieobiektywny. Może jeszcze jednak uda się w jakiś sportowy sposób to rozstrzygnąć. W innym wypadku każdy będzie ciągnął „wózek” na swoją stronę. Ja dziś powiem, że to powinien być Motor, ale ktoś z Krakowa może już mieć inne zdanie. Na pewno PZPN ma w tej kwestii twardy orzech do zgryzienia. Jeśli jednak awansuje Hutnik, to uważam, że byłoby to krzywdzące rozwiązanie dla Motoru. Gdyby to ode mnie zależało, to oczywiście byłbym za naszym lubelskim klubem.

W Lublinie nie ma ekstraklasy już prawie 30 lat. Motor nie może się wygrzebać z 3. ligi już od kilku sezonów. Dlaczego tak się dzieje?
Jest wiele czynników. Zalicza się do nich brak poważnego sponsora, poza miastem oczywiście. Brakuje wokół klubu znanych twarzy związanych z Motorem. Szkolenie także nie jest na wystarczająco wysokim poziomie. Moim zdaniem można te aspekty wymieniać w nieskończoność. Nie chcę jednak jedynie krytykować Motoru. Gdyby nie miasto, to możliwe, że ten klub by zniknął z mapy Polski. To smutne, ale taka jest prawda. Nie wystarczy kupić sobie zawodników, aby wygrać ligę. Trzeba także dobrać odpowiednich ludzi „na górze”. Wiem, że się ciężko gra na wyjazdach, w małych miejscowościach. Takie mecze trzeba jednak wygrywać. Ja też przecież w trakcie swojej kariery grałem spotkania pucharowe z trzecią, czy czwartą ligą.

Trzeba znaleźć taką taktykę, z takimi zawodnikami, żeby zwyciężać nie tylko u siebie na pięknym obiekcie, ale i w trudnych warunkach. Wiadomo, że łatwiej jest wygrywać na pięknej sali balowej, bo tak można nazwać Arenę Lublin. Zawodnicy muszą się czasem nastawić nie na bal, a na bijatykę pod sklepem.

Jeżeli wygrywamy u siebie, a przegrywamy ważne mecze na wyjeździe, to coś jest nie tak. Tutaj nie ma wytłumaczenia. Zawodnicy klasę lepsi od przeciwników powinni wygrywać także na trudnym terenie.

Swego czasu wraz z Jackiem Krzynówkiem inwestował pan w lubelski klub. Później dołączył do grona inwestorów Mateusz Borek. Co zadecydowało o tym, że wycofał się pan jednak z działania w Motorze?
Byłem w klubie przez rok. Niby coś się działo, ale niestety na niezbyt wysokim poziomie. Zostałem poproszony o to, by swoim wizerunkiem wspomóc klub. Chciałem pomóc. Z perspektywy czasu oceniam ten ruch jednak jako pomyłkę. Drugi raz bez gwarancji większej kontroli bym tego nie zrobił. Gdy byłem członkiem rady nadzorczej, miałem wrażenie, że nic się nie dzieje, a my się wciąż kręcimy w kółko. Trudno było o jakikolwiek sensowny ruch. Jestem spełnionym piłkarzem i nie muszę się pchać na afisz. Zostałem poproszony o to, by tam być. Gdybym tam wchodził z własnym kapitałem, ugryzłbym to jednak trochę inaczej. Chciałem wspomóc Motor. Nie dało się jednak wiele zrobić. W lubelskiej piłce było wtedy wiele niekompetentnych osób. Zależało mi wówczas na stronie sportowej, a różne osoby chciały, bym tylko szukał środków finansowych. Mnie takie rzeczy są niepotrzebne. Nie czułem się tam tak, jak bym chciał. Skończyło się na tym, że dostałem rykoszetem po kostkach. Nie chciałbym jednak mówić o tym, co było złe. Dziś najważniejszym tematem powinno być 70-lecie istnienia w Lublinie Motoru.

Cieszę się, że klub świętuje ten piękny jubileusz. Dobrze, że dzięki miastu wciąż istnieje. Uważam jednak, że stać go na dużo więcej. Chciałbym, by ludzie mieszkający w Lublinie mogli pójść na ten piękny stadion i oglądać dobrą piłkę.

Gdy był pan członkiem zarządu Motoru, usilnie starał się pan o to, by powstał w Lublinie nowy stadion. Dziś infrastruktura klubu jest dużo bardziej imponująca niż chociażby w 2012 roku. Co jeszcze musi się zmienić w Motorze, byśmy mogli jako mieszkańcy Lublina być dumni z profesjonalnego piłkarskiego klubu?
Musi zmienić się mentalność. W klubie muszą pracować odpowiedni ludzie, którzy znają się na piłce. Powinni pomagać także byli piłkarze. W klubie powinny być obecne osoby, które zjadły zęby na futbolu. Z pewnością łatwiej byłoby wtedy, chociażby o pozyskanie sponsorów. Dlaczego w klubie nie mógłby pomagać, chociażby Władysław Żmuda? To jest prawdziwa ikona polskiej piłki. Motor powinien się otaczać takimi właśnie ludźmi. Powinno się także odciążyć miasto w kwestii finansowej. Klub potrzebuje prywatnych środków. W Motorze powinni ponadto pracować ludzie związani z miastem. Klub potrzebuje ludzi zaangażowanych, a nie specjalistów z zewnątrz, którzy potraktują to tylko jako pracę. My tu mieszkamy i zostajemy z tym wszystkim.

Właściwie od pana czasu nie było znanych na szeroką skalę wychowanków Motoru. Jak pan myśli, z czego to wynika?
Szkolenie w Motorze jednak nie jest na najwyższym poziomie. Najlepsi zawodnicy uciekają w Polskę. Trudno im się dziwić skoro w Lublinie mamy dopiero czwartą klasę rozgrywkową. Można ich jednak próbować zatrzymać, ale trzeba zmienić podejście do tych zawodników. Dobre wzorce są nawet w klubach w kraju. Jest dużo szkółek, trenerów. Trzeba jeździć na mecze, szukać.

Ja mógłbym wysłać ludzi z Motoru na szkolenie do Lyonu. Dlaczego nie? Tam pracują moi koledzy.

Widzę możliwość wysłania trenerów z Lublina na dwutygodniowe szkolenie do Francji. To tylko przykład. Zajmuję się młodymi piłkarzami i naprawdę dużo jest talentów w regionie. Mogę podać nawet przykład. Fryderyk Janaszek, rocznik 2004. To wychowanek Motoru, zawodnik Legii Warszawa. Już pytają o niego zagraniczne kluby. Takich zawodników trzeba odkrywać.

Bierze pan pod uwagę powrót do Motoru w jakiejkolwiek formie?
Mogę pomóc. Nie widzę w tej kwestii problemu. Musiałoby się w klubie jednak zmienić dużo rzeczy. Znam inwestorów, sponsorów. Nie mam zamiaru się tam jednak wpychać. Moje ambicje są spełnione.

Motor jest wciąż w moim sercu. Jestem z Lublinem związany na dobre i na złe. Tu się urodziłem i tu na pewno umrę. Gdybym ponownie jednak wszedł w ten klub, to dwiema nogami i całym sobą. Mam jednak swoje zajęcia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski