Zaraz odjeżdża pociąg, a film jest w kawałkach i bez tytułu! Mamy jeszcze dziesięć godzin w pociągu. Wymyślimy i pokleimy wszystko! - uspokajali się lublinianie.
- Pracowaliśmy jeszcze pięć godzin na dworcu w Gdyni, ale wszystko się udało i zdążyliśmy na czas - opowiada jeden z uczestników podróży.
Koniec tej podróży, która można powiedzieć, że rozpoczęła się na Wołyniu, przyniósł sukces na gdyńskim festiwalu filmowym "Niepokorni, Niezłomni, Wyklęci". Młodzież z lubelskich Bronowic zdobyła tam II nagrodę w konkursie "Młodzi dla historii" za film "Bronks Company w podboju Wołynia". Film jest relacją z porządkowania polskich cmentarzy na Ukrainie podczas wyjazdów organizowanych przez Fundację Niepodległości i Środowiskowy Hufiec Pracy w Lublinie.
- Młodzież od sześciu lat bierze udział w wędrownych, wakacyjnych obozach, podczas których porządkuje polskie cmentarze i miejsca pamięci na byłych kresach II Rzeczypospolitej - mówi Jacek Bury, wychowawca w świetlicy ŚHP i członek zarządu Fundacji Niepodległości, opiekun artystyczny projektu.
Sam film to modlitwa na cmentarzu i kąpiel w rzece ze ściągniętymi gatkami. Msza święta i drobne wulgaryzmy rzucane przez kolegów
Twórcami filmu są reżyserzy Sebastian Chwiejczak i Radosław Brzezicki oraz Anna Niewiadoma, Adrianna Klimek i Piotr Szcześniak odpowiedzialni za zdjęcia. Pomysł wzięcia udziału w festiwalu zrodził się w ubiegłym roku.
- Byliśmy tam wówczas na festiwalu. Później przyjechał do nas Arek Gołębiewski, dyrektor festiwalu i zaproponował nam nakręcenie filmu z naszych wyjazdów - opowiada Jacek Bury. Początkowo film miał zaplanowaną fabułą, ostatecznie jednak życie pokazało, że najlepsze dokumenty powstają, kiedy kamera po prostu jest w centrum wydarzeń.
- Mieliśmy początek fabuły, ale później posklejaliśmy kawałki, które kręciliśmy - tłumaczy Piotr Szcześniak.
Co zobaczymy w kolejnych fragmentach dokumentu?
- Dwa tygodnie pobytu, trzy kwatery, dwanaście cmentarzy. Tak statystycznie można opisać tegoroczne dokonania młodzieży na Wschodzie. Sam film to modlitwa na cmentarzu i kąpiel w rzece ze ściągniętymi gatkami, stawianie nagrobka i zakopywanie śmieci, udział we mszy świętej i drobne wulgaryzmy rzucane podczas przekomarzań młodych ludzi. Dla twórców ważne było, aby film oddawał pewną prawdę o nich samych i o obozie. Bez krygowania się i kreowania na kogoś, kimś się nie jest - opowiada Bury.
Warty podkreślenia jest fakt, że w festiwalu startowało piętnaście filmów.
- Kiedy wyczytano nas, akurat kręciłem materiał, żeby coś przywieźć do Lublina. Nagle słyszę, że zdobyliśmy nagrodę - opowiada Sebastian Chwiejczak.
Film kończy się na dworcu w Gdyni. - Zdążyliśmy! - krzyczą twórcy i przybijają piątki.
Te sceny były zupełnie niezaplanowane. - Wkleiliśmy je w ostatniej chwili. Kiedy później Grzegorz Pacek, członek jury, dowiedział się o tym, to nieźle się uśmiał - dodaje Sebastian.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?