Mylą się ci, którzy sądzą, że w Lublinie i na Lubelszczyźnie nie ma pracy. Nie ma dla tych, którzy starają się o nią "normalnie": zgodnie z wykształceniem, wiekiem i umiejętnościami. Dla innych, którzy znają odpowiednich ludzi, przyjęcia na etaty aż furczą! Oczywiście - na etaty państwowe. Zbliżają się wybory samorządowe, mogą w ich wyniku nastąpić (i bez wątpienia, nastąpią) zmiany w obsadach stanowisk urzędowych, trzeba więc jak najszybciej pozatrudniać w coraz liczniejszych urzędach i ich oddziałach wszystkich krewnych i dobrych znajomych, którzy potrzebują etatowego, państwowego i w miarę pewnego zajęcia. To nie tylko rodzina własna i znajomi najbliżsi. To także zatrudniani na prośbę kolegów z innych urzędów, lub dopiero do nich aspirujących, bo przecież wiadomo, że w obliczu zagrożenia stratami, trzeba się ubezpieczyć.
Państwo łoży teoretyczne pieniądze na te miejsca pracy, tworzone bezsensownie i bez potrzeby, ale jakoś nie bardzo zastanawia się skąd je weźmie. Składki płacone przez uczciwych przedsiębiorców, u których nie wszyscy pracują "na czarno", przez państwowe firmy i przez prowadzących tzw. działalność, bo muszą, nie idą wbrew pozorom na pęczniejące konta przyszłych emerytów, tylko na coraz chudsze konta aktualnych. Korytko z kasą płynącą z UE będzie coraz węższe, aż wreszcie okaże się, że pochyliło się w drugą stronę i trzeba oddać więcej niż dostać. Ułatwień dla przedsiębiorczych nie widać, bo urzędników przybywa, a oni chodzą do pracy, a nie wytwarzają.
Jest źle? Może czas sobie uświadomić, że ci, którzy byli przed nami, też mawiali: "A co mnie to wszystko obchodzi". A dzieci rosną.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?