Każde wybory to tysiące deklaracji poparcia i wspólnych, ustawianych fotek. Często trzeba przecież pokazać, kto gdzie ma "plecy", na kogo może liczyć i jak wysoko stoją jego notowania w centrali. I mamy zdjęcia z prawej, lewej i na wprost, deklaracje bliskiej i dalekiej współpracy oraz informacje o wspólnych wartościach. Aż mnie już mdli, jak widzę kolejnego kandydata z kolejnym "wielkim" i "charyzmatycznym" członkiem zarządu jakiejś tam partii. A co mnie obchodzi, czy kandydata Jana popiera Kazimierz, Zenon czy Zdzisław, którzy na co dzień siedzą przy ul. Wiejskiej w Warszawie.
Startujący w wyborach ma mi zaprezentować swoją osobę, osiągnięcia i zamierzenia, a nie piękną twarz i tak samo piękne frazesy popierającego. O popierających najczęściej wiem już tyle, że to wystarczy, by nie byli mnie w stanie nakłonić nawet do kupna jajek w hipermarkecie. Kandydatowi w przyszłym rządzeniu raczej też nie pomogą, jeżeli wręcz nie zaszkodzą swoimi oczekiwaniami. Tak więc dla mnie twarz "popieracza" może jedynie w wyborach zaszkodzić.
Samorządowiec, burmistrz, prezydent powinien uciekać od wielkiej polityki jak tylko może. Oczywiście poparcie tej czy innej partii często mieć musi, ale na tym bym poprzestał. Politykę na szczeblu centralnym wyborcy najczęściej identyfikują z - delikatnie rzecz ujmując - lekkim brudem. A przy budowie ulic, chodników, przedszkoli brudu tego nam nie potrzeba. Tylko pozostaje pytanie, kto tak naprawdę na wspólnych deklaracjach i zdjęciach chce się wzmocnić: kandydat czy "popieracz"?
Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
