Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzinny Dom Kultury Pokoju: W Dąbrówce świat jest jak kula maleńkich, dobrych stworzeń (ZDJĘCIA)

Sylwia Hejno
Świat widziany z Dąbrówki jest jak kula pełna maleńkich, dobrych stworzeń
Świat widziany z Dąbrówki jest jak kula pełna maleńkich, dobrych stworzeń Sylwia Hejno
Kultura pokoju polega nie na walce, ale na odbieraniu przestrzeni temu, co złe - mówi Słoma, czyli Jerzy Słomiński. Tę ideę wprowadzi w życie Rodzinny Dom Kultury Pokoju.

Od ponad trzydziestu lat nie zjadł żadnego zwierzęcia. Nawet na swoje słynne bębny przez kilkanaście lat naciągał skórę tylko tych zwierząt, które wcześniej padły. Buduje ekologiczne domy, kocha muzykę i wieś, w której mieszka z liczną rodziną. W podlubelskiej Dąbrówce Słoma uczy się jak w żyć w pokoju z otaczającym go światem.

Gdzie jest dom Słomów, wiedzą wszyscy we wsi. Prowadzi do niego kręta, polna dróżka, otoczona drzewami i krzakami. Kompleks drewnianych zabudowań także wkomponowuje się w bujną, dziką roślinność. Gęsta, wysoka trawa rośnie swobodnie, gdzieniegdzie wyglądają z niej truskawki, a powietrze słodko pachnie jaśminem. Gdyby pewnego dnia huragan miał zburzyć to domostwo, przyroda nie zaznałaby nawet większego uszczerbku, a w tym samym miejscu, w okamgnieniu wyrosłaby na powrót leśna dżungla.

Niewielki drewniany domek jest częściowo zakopany w ziemi. Powstał w latach osiemdziesiątych wprost na polu i pomimo że miał przetrwać o wiele krócej, dzielnie się trzyma już prawie trzecią dekadę. - To pierwszy dom, który wybudowałem - przyznaje Słoma. - Powstał częściowo na dziko, dzięki temu, że prawo nie traktowało budynku bez fundamentów jako budowli trwałej, która mogła podlegać rozbiórce. Zresztą, dopóki był sam parter, niczego nie było ze wsi widać, tylko górę piachu. Dopiero kiedy postawiliśmy drugie piętro, pojawił się milicjant. Powiedziałem mu, że jeśli chce mnie zabierać do aresztu, to w porządku, byle były tam bęben i gitara. Odjechał i nie wrócił. Mieszkaliśmy w tym domu przez sześć lat. Wydaje mi się, że wszyscy, którzy chodzimy po tej ziemi, mamy prawo do dachu nad głową.

Drewniany domek, który jest w połowie ziemianką, to przyszły Rodzinny Dom Kultury Pokoju. Dzięki funduszom z publicznej zbiórki pierwszy etap prac ruszy lada moment, powstaną sala taneczna i świetlica, będą się odbywały koncerty, warsztaty i pokazy. Ściany ochroni i wzmocni lekki pianobeton, na dachu wyrośnie trawa. W planach jest również mała oczyszczalnia, która będzie uzdatniać wodę, np. po praniu czy myciu naczyń. Pojemniki na deszczówkę stoją w rzędzie na podwórku. Średnio gospodarstwo domowe zużywa ok. 200 litrów wody dziennie na osobę. - 5 tys. litrów można zebrać rocznie z powierzchni 100 mkw. Przy racjonalnym zużyciu z nieba spada mniej więcej tyle wody, ile nam potrzeba - uważa Słoma.

Nie sam program będzie tu najważniejszy, ale to, co ludzie chcą sobie przekazać. Bo w Rodzinnym Domu Kultury Pokoju rodziną są ci, którzy myślą podobnie. - Udało mi się poznać naprawdę wielu ludzi, którzy w twórczy, pozytywny sposób kontestują współczesną rzeczywistość. Zamiast ją zwalczać, chcą budować swoją - mówi Słoma. - Wszyscy w pewien sposób jesteśmy dziećmi wojny. Jeśli nie zaznaliśmy jej bezpośrednio, to jej trauma żyje we wspomnieniach dziadków czy rodziców, a to się przekłada na relacje społeczne i agresję obecną w codziennym życiu. Czym innym wytłumaczyć to, że ciągle narzekamy? Samochody nie mieszczą się na parkingach, każdy może się ubrać od stóp do głów, a jeśli go nie stać na markowy sklep, to może się zaopatrzyć w ciuchlandzie, żyjemy zatem w dobrobycie, tylko że gdzieś zniknęło pojęcie dobra wspólnego.

Kulturę pokoju Słoma porównuje do kul bokashi, które wyrabia jego żona Nicole Grospierre-Słomińska. Metaforą jest życie już na najbardziej mikroskopijnym poziomie, bowiem pachnąca świeżą, mokrą ziemią biała, mechata kula jest żywa. Mieszkają w niej tzw. EM-y, czyli efektywne mikroorganizmy, które przyjaźnie zasiedlają środowisko. Nie zabijają tych złych ustrojów, po prostu odbierają im życiową przestrzeń. - Część organizmów odpowiada za gnicie i śmierć, część stymuluje pozytywne przemiany i pobudza do życia, miażdżąca większość jest obojętna i zachowuje się stosownie do środowiska. Podobnie dzieje się w materii społecznej: większość stanowią oportuniści, którzy przyjmują tę postawę, która dominuje. Kultura pokoju polega nie na niszczeniu czegokolwiek, ale na pozytywnych działaniach, które odbierają przestrzeń temu, co złe - wyjaśnia.

Nicole sprzedaje kule bokashi po 4 zł za sztukę. Jest na nie spory popyt. Przed nią wyprawa do Siemiatycz, gdzie będzie po raz trzeci przeprowadzać zabieg EM-ami w pięknym okolicznym zalewie, aby utrzymać go w dobrej kondycji. Każda kula to mieszanka otrąb, proszku ceramicznego, melasy i płynnego roztworu EM. Uformowane kule przez około tygodnia leżakują w piwnicy. Gdy dojrzeją, są idealną odtrutką dla grzybów i bakterii, które dosłownie i w przenośni zatruwają nam życie. Mieszanka mikroorganizmów z powodzeniem może posłużyć do codziennego sprzątania. W domu Słomińskich w Dąbrówce EM-y to alternatywa dla inwazyjnych środków, które, owszem, czyszczą, ale przy okazji wybijają w pień ustroje naturalne bytujące w środowisku. Dobroczynnymi mikroorganizmami można wyczyścić dywan, toaletę czy przypaloną szybę kominkową.

- Nie jesteśmy ortodoksami, czasem używamy chemii, gdy inaczej się po prostu nie da, np. ostatnio zastosowałam środek owadobójczy, bo mszyce pustoszyły mi żywopłot, chociaż na ogół radzę sobie EM-ami. Po takim zabiegu robię jednak oprysk mikroorganizmami, żeby przywrócić równowagę biologiczną. Nasze dzieci brały antybiotyki, gdy musiały, czyli ze dwa albo trzy razy w życiu. Po prostu staramy się nie nadużywać takich środków, gdy nie jest to konieczne, i traktujemy je jak ostateczność - wyjaśnia Nicole

Lata życia w zgodzie z naturą uczą pokory. Słoma nie poucza, nie walczy, nie narzuca swojej wizji nikomu. Uważa, że każdy ma prawo do swojego wyboru. On sam jest od ponad trzydziestu lat wegetarianinem. Jeśli kupuje jajka, to tylko te wiejskie, które zniosły kury spacerujące po trawie. 26 maja uczestniczył w antymyśliwskiej manifestacji przed Sejmem, która m.in. sprzeciwiała się zabieraniu dzieci na polowania. Nie jest jednak wojującym wegetarianinem.

- Nie wnikam w to, jeśli ktoś obok mnie je kiełbasę, moje dzieci jadają mięso. To prywatna sprawa każdego człowieka. Osobiście jednak czuję, jak coś pęka we mnie w środku, gdy myślę o tym, co się dzieje na fermach i w ubojniach. To potworne piętno czasów. Kiedy kilkanaście lat temu robiłem bębny, udało mi się pozyskiwać skórę już nieżyjących zwierząt, dzisiaj to jest niemożliwie, bo zwierzętom nie zdarza się już tak po prostu umierać. Wiem jednak, że nie można nikogo zmuszać to takich wyborów. Jedynie w czasie Dni Pokoju proszę gości o to, aby nie spożywali mięsa w trakcie imprezy i nie pili alkoholu.

Światowe Dni Pokoju to impreza, która łączy pokolenia. Odbędzie się dwa razy - pod koniec sierpnia w Dąbrówce i 27 czerwca w Żurawlowie, miejscowości, która stała się symbolem walki miejscowych z potężnym koncernem wydobywającym gaz łupkowy. - To światowe dni zwycięstwa pokoju - komentuje Słoma. - Chodzi o stworzenie święta, które będzie pozytywne. My, Polacy mamy tendencję do upamiętniania narodowych klęsk i porażek. To, co się będzie działo w Żurawlowie, ma mieć zupełnie inny wydźwięk: świętujemy, bo wygraliśmy.

Słoma z Nicole trafili do Lasów Kozłowieckich po wprowadzeniu stanu wojennego, a razem z nimi pojawili się inni. Po kilku latach w okolicznych miejscowościach zamieszkało około dwudziestu rodzin, które stworzyły alternatywną, wiejską społeczność. Dlaczego porzucać wygodne miejskie życie, żeby mieszkać na wsi, z której nie da się nawet wysłać SMS-a? Dlatego, że bliskie, lokalne, wiejskie więzi mają w sobie coś autentycznego, co współcześnie zanika. - Gdy chcę odwiedzić kolegę w mieście, to muszę pokonać tyle drzwi i barier, jakby on mieszkał w więzieniu o zaostrzonym rygorze, a nie u siebie w domu - żartuje Słoma.

Uważa też, że wieś trzeba chronić przed tymi, którzy chcą przerobić jej autentyczne życie w przedsiębiorstwo turystyczne. - Jestem przeciwny takiej postawie, która traktuje wieś i ludzi ze wsi jako folklorystyczną atrakcję. Tworzenie ruchu turystycznego w niewielkich wsiach bez zgody mieszkańców jest po prostu nieetyczne.
Zamiast o Bogu, woli mówić o ludziach i świecie, poprzez który się przejawia. - Każdy człowiek znajduje się w pewnym momencie swojej drogi, ja nie umiem sobie nawet wyobrazić tej wielkiej energii, której jesteśmy częścią, a skoro jestem tutaj, to znaczy, że jestem uczniem.


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski