Żyjemy w jakiejś surrealistycznej dychotomii - równoległych państw, rządzących się różnymi prawami. "Na powierzchni" wszystko idzie zgodnie z prawem. "Pod powierzchnią" życie toczy się inaczej. Podziemni urzędnicy z ochotą przyznają ciężkie, nie swoje pieniądze, na projekt "Milion lewoskrętnych różowych tasiemek", odrzucając wniosek o dofinansowanie przedszkola dla niepełnosprawnych dzieci.
W państwie podziemnym żyje naród, który na powierzchni chodzi do kościoła, głosuje za demokracją i zwalcza nepotyzm. Ten sam naród, kiedy tylko znajdzie się u siebie, pod ziemią, kradnie, zatrudnia całą rodzinę w "swoim" państwowym urzędzie i żąda wolności. Gromko krzyczy ów naród w obronie czegoś, co "nasze", czyli wszystkich, i jednocześnie - niczyje, tak jak choćby działki z marchewką w środku miasta, częstotliwości w eterze czy porośnięte chwastem odłogi, przez które władza "naziemna" zamierzała poprowadzić obwodnicę.
W tym krzyku, jeśli przyjrzeć mu się dokładniej i rzetelniej, zawsze odkryjemy czyjś partykularny interes albo zwykłą ludzką zawiść. Tłumem pokierować łatwo, zwłaszcza jeśli ma się w tej kwestii choć odrobinę wprawy. Ten sam tłum traktuje jednak owo "nasze" zupełnie inaczej, w innych okolicznościach. Zostawia po swych psach tony kup na "własnych" trawnikach i ścieżkach, wywala tony śmieci wracając z działki "własną" drogą, demoluje własne stadiony, których budowy wcześniej się domagał.
Zdecydowanie wolę żyć na powierzchni. Oddycha się dużo pełniej niż w Rzeczpospolitej Polskiej Obłudy...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?