MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Byleby tylko coś się działo

Jan Pleszczyński
Trochę się zdziwiłem, gdy na cieszącym się dobrą opinią portalu natknąłem się na list czytelnika, który z pozycji kierowcy samochodu wylewa swoje pretensje dorowerzystów. Od razu zaznaczę, że pretensje ze wszech miar słuszne. Tyle tylko, że tyle samo, albo i więcej, pretensji mógłby sformułować jakiś czytelnik-rowerzysta pod adresem kierowców, albo czytelnik-pieszy w stosunku do rowerzystów i kierowców itd. Można sobie wyobrazić dowolną kombinację autorów i adresatów wzajemnych pretensji.

Trochę się zdziwiłem, bo nie bardzo rozumiem, jakimi pobudkami kieruje się administrator, w końcu nietabloidowego, portalu zamieszczając tego typu listy. Chyba publikuje je tylko po to, żeby "działo się". Jak u redaktora R. i wielu innych redaktorów, którzy zapraszają do studia dwóch harcowników, udostępniają im ring i w razie czego z niewinną miną i zatroskanym spojrzeniem podają maczugi i siekierki.

Renomowane portale mogłyby sobie takie rozrywki darować. Wszak miłośnicy bijatyk w kominiarkach i w chustach na twarzach mają do dyspozycji niezliczone anonimowe fora, zaś ci, którzy preferują bijatyki z podniesioną przyłbicą, mogą się realizować na Facebooku. Ja, jako człowiek niespotykanie spokojny i niebywale koncyliacyjnie nastawiony do życia i bliźnich, na anonimowe fora nie wchodzę, a facebookowych zagończyków usunąłem z grona znajomych. A tu masz - nawet w opiniotwórczych mediach się na nich natykam.

Wracając do rowerzystów. Żeby nie wygłaszać opinii zza biurka, w ostatnim tygodniu wsiadłem kilka razy na rower i pojeździłem po lubelskich ulicach. Po chodnikach zresztą też, choć to chyba niezgodne z przepisami, ale w tym wypadku pal licho przepisy. Lepiej zapłacić mandat niż stracić życie. Nie jeździłem kilka lat, choć kiedyś rower był moim podstawowym środkiem lokomocji. Zrezygnowałem, bo autentycznie zacząłem się bać o swoje bezpieczeństwo. Uznałem, że mój limit szczęścia się wyczerpał.

Ale w ciągu tych kilku ostatnich wypraw rowerowych ani na jezdni, ani na chodniku nie spotkało mnie nic złego. Przeciwnie, ani piesi na mnie nie fukali, ani kierowcy nie trąbili, omijali mnie i mój rower możliwie szerokim łukiem, a nawet zostawiali miejsce przy krawężniku, żebym na skrzyżowaniach mógł się przecisnąć z prawej strony. Rewelacja, naprawdę.
Pewnie gdybym jeździł przez te wszystkie lata, żadnych zmian bym nie zauważył. I pewnie z nudów kibicował szczuciu i judzeniu. Niech się coś dzieje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski