Gdy prowadzącym sportowe studio TVP 1, w pamiętny wtorek 16 października, zabrakło już weny do komentowania stanu stadionowej murawy i gdy wyczerpała się im już inwencja w ocenie zdolności gry na wodzie obu zespołów, ni stąd ni zowąd piłkarskim kibicom ukazał się na ekranach serial "Wszystko przed nami". Gdyby nie ten improwizowany zabieg TVP nigdy nie miałbym chyba przyjemności obejrzenia tego arcydzieła polskich oper mydlanych.
Od razu przyznaję, że przyjemność była to żadna. Seriale, tak jak i filmy, można podzielić na dobre, złe i takie, o których nie powinno się dyskutować. "Wszystko przed nami" zalicza się do tej ostatniej grupy. I tu jest problem. Wcale jednak nie dla TVP, która serial produkuje, ale dla Lublina, który go współfinansuje w zamian za promocję miasta. Najkrócej rzecz ujmując: lubelska kasa, w przeciwieństwie do serialu, swoją wartość ma.
Nie wiem, na jakiej zasadzie akurat ten scenariusz otrzymał nasze wsparcie. Dla mnie jedyną możliwością przyznania dotacji był błąd człowieka, a właściwie lenistwo. Najzwyczajniej w świecie, ktoś, kto powinien, nie przeczytał wzmiankowanego scenariusza. To, że jakiś scenarzysta z jakimś reżyserem zdecydują, że Lublin może być hipotetycznym miejscem akcji jakiegoś serialu, nie powinno oznaczać jeszcze, że dostanie za ten jakiś pomysł jakieś pieniądze.
Nie kwestionuję tego, że Lublin jest w filmie pokazywany. Pokazywać można się jednak wszędzie, promować tylko tam, gdzie ma to jakiś sens. Pokazywanie się w kiepskim serialu promocją nazwać nie można.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?