Dwugłos polityków: Czy audyt przedstawiony w Sejmie jest rzetelny i uczciwy?

Przedstawiony audyt był bardzo konkretny, poparty przykładami i wyliczeniami. Jasno z niego wynika, że przez 8-letnie rządy koalicji PO-PSL Polacy stracili 340 mld zł. To na przykład 5 tys. przedszkoli, 250 szpitali czy 1,5 tys. kilometrów autostrad, które nie powstały. Stało się tak właśnie przez politykę prowadzoną przez naszych poprzedników.

Występujący ministrowie, tak jak i pani premier, nie posługiwali się ogólnikami, tylko jasno wskazywali błędy poprzedniej władzy. Stosunek Platformy Obywatelskiej do Polski i jej obywateli pokazuje sytuacja w służbach specjalnych. Podsłuchiwani byli dziennikarze, ich rodziny, przeciwnicy polityczni władzy, ludzie zupełnie niewinni. Taki właśnie stosunek do Polaków miała Platforma. Co ważne, nikt z obecnej opozycji nie zaprzeczył tym informacjom.

Gdyby Komitet Obrony Demokracji naprawdę bronił demokracji, to po ujawnieniu konkretów co do podsłuchów, działacze KOD powinni pozwolić politykom PO i PSL spakować rzeczy osobiste, powinni zapakować ich w autobusy i zawieźć na ulicę Rakowiecką w Warszawie, gdzie każdy z tych polityków odpowiedziałby za swoje działania.

Opozycja narzeka, że niczego nie otrzymała na piśmie. Otrzyma, ale będą to wezwania do prokuratury, bo na pewno wiele poruszanych podczas audytu spraw skończy się wnioskami o ściganie osób odpowiedzialnych.

Jeśli ktoś mówi, że to było polityczne show, to ma rację, ale tylko jeśli rozumieć przedstawienie audytu jako polityczny nokaut Platformy Obywatelskiej. Ta formacja jest już liczona i sądzę, że się nie podniesie.

Największe wrażenie wywarł na mnie opis stanu polskiej armii i bezpieczeństwa Polski dokonany przez ministra Antoniego Macierewicza. Tutaj słowa pani premier Beaty Szydło o egoizmie, marnotrawstwie i pogardzie dla państwa i obywateli to naprawdę zbyt delikatne określenia.

Na pewno to, z czym mieliśmy do czynienia w czwartek w Sejmie, nie było debatą oceniającą rządy PO-PSL. Po pierwsze, ze względów formalnych. Jestem posłem już piątą kadencję i nie przypominam sobie, żebyśmy debatowali nad czymś, co nie było drukiem sejmowym, a tylko zbiorem ustnych wypowiedzi.

Można przypuszczać, że ten „audyt” powstał naprędce z polecenia Jarosława Kaczyńskiego, który takim wydarzeniem chciał przykryć sobotni marsz w Warszawie. Wzięły w nim udział tysiące osób sprzeciwiających się polityce PiS.

O tym, że „audyt” powstał szybko, świadczy to, że był chaotyczny i trudno było odnieść się do argumentów, bo ich po prostu nie było. Wystąpienia ministrów to były typowe przemowy polityczne z tezami założonymi z góry, a całość miała służyć manipulacji opinią publiczną. Warto zauważyć, że była np. mowa o tym, że najdrożej w Europie budujemy drogi, że najwięcej płacimy za kilometr nowej trasy. A przecież dane opublikowane przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad świadczą o tym, że jesteśmy w połowie stawki. Drożej od nas swoją infrastrukturę budują np. Węgrzy - kraj, na politykę którego tak często powołuje się Prawo i Sprawiedliwość.

Ten „audyt” można by uznać, choć częściowo, za obiektywny, gdyby pani premier i ministrowie mówili też o pozytywnych aspektach rządów koalicji PO-PSL. Ale tego nie było. Padło tylko jedno lapidarne zdanie, że nie wszystko w ciągu tych ośmiu lat było złe, ale te słowa nie zostały wypowiedziane z mównicy sejmowej, a na korytarzu.

Czwartek to był stracony dzień. Po raz kolejny strona rządząca, jak i opozycja, w swoich wypowiedziach pokazała brak klasy politycznej. Ale wyraźnie trzeba zaznaczyć, że stało się to za sprawą PiS.