Pewnie zdobędziemy tych 10 medali, które w planach minimum założył sobie Polski Komitet Olimpijski. Pewnie będzie to argument za niedokonywaniem żadnych większych rozliczeń na szczytach lekkoatletycznych związków. Za cztery lata natomiast wyznaczymy sobie plan minimum na trzy medale i nadal będzie super.
A miało być tak pięknie: worek medali w kajakach, drugi w lekkiej atletyce, ciężarowcy podnoszą kolejny, a siatkarze dorzucają na zakończenie jeszcze swój wór. I wyszło, że do tych worków należałoby schować samych sportowców, żeby nam już więcej wstydu nie przynosili. Abstrahuję oczywiście od chlubnych wyjątków. Gdzie jednak leży problem? Mamy już wszak setki Orlików, mamy nowoczesne hale sportowe, mamy tory wioślarskie i ponoć do tego wszystkiego mamy jeszcze kasę od pana Kulczyka. O co więc chodzi? Wszak większość z naszych reprezentantów jeszcze przed wyjazdem na igrzyska głosiła buńczucznie, w jakiej to są formie. Okazało się tymczasem, że większą formą dysponują nasi rodacy pracujący na stałe w Anglii. Oni przynajmniej są w stanie niestrudzenie kibicować "swoim" przez cały czas trwania londyńskiej imprezy. Jakbyśmy tak śladem humoru z Monty Pytona odwrócili rządzące olimpiadą zasady i kazali kibicom zdobywać medale, a sportowcom kibicować, to myślę, że bylibyśmy czołową osadą olimpijską.
Na razie jednak proponuję mniej pieniędzy wpompować w trening fizyczny naszych sportowców, a więcej w zajęcia z psychologiem bądź psychoterapeutą. Miejsca w rankingach poszczególnych dyscyplin można bowiem określać już na starcie, patrząc na pełne bólu twarze polskich olimpijczyków. Jak już będą mieć w głowie wszystko OK to i nogi same poniosą.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?