Dla uczelni zarówno publicznych jak i niepublicznych każdy kandydat jest na wagę złota. Do niedawna rekrutacja kończyła się na przełomie czerwca i lipca kiedy na większości kierunków limity przyjęć zostały wypełnione. We wrześniu dokonywano jedynie niewielkiej korekty. II tura obejmowała głównie kandydatów na studia niestacjonarne. Ten rok pokazuje, że niż coraz bardziej daje się we znaki.
Lubelskie uczelnie nadal mają setki, jeśli nie tysiące, wolnych miejsc. Każdy kandydat, nawet ten, który zdawał maturę poprawkową jest cennym nabytkiem. KUL wciąż przyjmuje na architekturę krajobrazu, filologię polską, socjologię czy niedawno uruchomioną retorykę stosowaną. UMCS nie wypełnił limitów na kilkudziesięciu kierunkach takich jak dziennikarstwo, politologia, informatyka gdzie jeszcze 4 lata temu obowiązywała ostra selekcja chętnych. Teraz aby wypełnić limity uczelnia liberalizuje kryteria przyjęć. Nie wymaga już stopni z przedmiotów kierunkowych. Aby dostać indeks wystarczy zdać maturę. Podobnie jest na innych uczelniach.
Uniwersytet Przyrodniczy nadal ma wolne miejsca m.in. na ochronie środowiska, ogrodnictwie, zootechnice czy biologii. Mimo rządowych preferencji dla kierunków ścisłych politechnika nadal przyjmuje na stacjonarną matematykę, edukację techniczno-informatyczną czy fizykę techniczną. Uniwersytet Medyczny wciąż ma miejsca na stacjonarnym ratownictwie medycznym, które jeszcze niedawno należało do najpopularniejszych kierunków. Problem braku kandydatów dotyczy większości polskich uczelni. Informacje o wolnych miejscach znajdujemy na stronach internetowych tych najlepszych jak UW czy UJ.
Niż powoduje, że uczelnie zmuszane są zamykać deficytowe kierunki, nawet te stacjonarne. Bolesnym ciosem jest lawinowo zmniejszająca się liczba chętnych na studia niestacjonarne, które zapewniały dopływ gotówki. Nowe prawo o szkolnictwie wyższym grozi likwidacją kolegiów zamiejscowych. Deficyt kandydatów oznacza także mniejszą dotację z budżetu państwa, a w konsekwencji kłopoty z utrzymaniem zatrudnienia. Dość powiedzieć, że w ostatniej dekadzie liczba studentów UMCS zmniejszyła się o kilka tysięcy.
Jeszcze większy problem mają uczelnie niepubliczne dla których zaczęła się walka o przetrwanie. Ubiegłoroczny raport Instytutu Sokratesa nt. wpływu niżu demograficznego na szkolnictwo wyższe źle rokuje ich przyszłości. W 2020 roku będzie w Polsce zaledwie ponad 360 tyś. 19-latków tj. o blisko połowę mniej niż w szczytowym roku 2002 i o jedną trzecią mniej niż w 2010. Autorzy raportu mówią wręcz o demograficznym tsunami, które zmiecie część uczelni. Już teraz liczba niepublicznych szkół wyższych spadła z 330 do poniżej 300.
Rozpoczęła się walka o każdego kandydata. Akcje promocyjne i reklamowe rozwinięte zostały do niespotykanych rozmiarów. Uczelnie niepubliczne tracą chętnych na płatne studia stacjonarne, konkurują za to niższą ceną za studia niestacjonarne.
Niż oznacza zaostrzenie twardej walki o kandydata i być może, zgodnie z prawami konkurencji, obniżenie kosztów kształcenia Na rynku edukacyjnym pozostaną uczelnie silne, stabilne i wiarygodne, ale w walce o przetrwanie obniży się jakość kandydatów na studia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?