Był wieczór 11 sierpnia 2019 r., gdy do biura firmy transportowej w Biskupiu Kolonii pod Lublinem weszło dwóch mężczyzn. Na głowach mieli kominiarki. Wymachiwali bronią palną. Grozili pozbawieniem życia właścicielowi i dwojgu z pracowników. Jeden z napastników był szczególnie agresywny. Trzymaną w ręku bronią uderzył pracownika w twarz i potylicę. Mężczyzna osunął się na ziemię.
Napastnicy sterroryzowali napadniętych ludzi. Zmusili właściciela do wydania ponad 160 tys. zł w gotówce oraz wekslach. Następnie zbiegi w nieznanym kierunku.
Poszukiwaniem sprawców zajęli się funkcjonariusze Wydziału Kryminalnego KMP w Lublinie i Prokuratura Okręgowa w Lublinie. Na podejrzanego został wytypowany Krzysztof Piejak.
- Byłem w innym mieście, kiedy zadzwoniła do mnie mama. Powiedziała, że w moim mieszkaniu jest policja i robi przeszukanie. Zabrali mi buty i kurtki narciarskie za kilka tysięcy złotych. Wróciły zniszczone, z dziurami. Po co im to było? Jaki złodziej w sierpniu robi napad w kurtce narciarskiej? - pyta Krzysztof Piejak, lubelski przedsiębiorca i właściciel firmy budowlanej remontującej lubelskie szpitale.
Przedsiębiorca dowiedział się, że jest poszukiwany listem gończym. Wynajął adwokata i zadzwonił do prokuratury.
- W dniu popełnienia przestępstwa nie było mnie w Lublinie. Zadzwoniłem do prokuratury. Chciałem przyjść i to wyjaśnić. Zgłosiłem się na komisariat. Szczegółowo wytłumaczyłem, gdzie byłem i co robiłem. Przedstawiłem zdjęcia, nagrania i inne dowody wskazujące na to, że tego dnia byłem nad jeziorem Firlej. Mimo to zostałem zatrzymany i po nocy spędzonej w celi przewieziony do sądu - mówi Krzysztof.
Przedsiębiorca usłyszał zarzut napadu z bronią w ręku. Z wnioskiem o areszt prokurator wystąpił do sądu. Łączenie podejrzanego z napadem sąd uznał za „spekulacje” i nakazał wypuszczenie zatrzymanego.
Blisko półtora roku Krzysztof Piejak czekał, aż prokuratura oczyści go z zarzutów. Tyle trwała analiza dowodów. A tych było wyjątkowo dużo. Jego dziewczyna i koledzy potwierdzili, że w dniu napadu był z nimi nad jeziorem Firlej „korzystając z lokalnych atrakcji”.
Podczas wypoczynku robili zdjęcia i nagrywali filmy telefonem komórkowym. Dane logowania komórek potwierdziły ich wersję wydarzeń. Ponadto, podejrzany dysponował paragonem dokumentującym zakup pierogów w jednym z tamtejszych barów. Na korzyść Piejaka przemawiały też opinie biegłych.
Eksperci stwierdzili, że ślady butów znalezione na miejscu zdarzenia nie pasują do obuwia znalezionego u Krzysztofa Piejaka. Okazało się, że ślady DNA pozostawione przez sprawców nie pasują do podejrzanego. Pod koniec grudnia śledczym nie pozostawało nic innego, jak umorzyć postępowanie w części dotyczącej Krzysztofa Piejaka.
- Zarzuty się nie potwierdziły - przyznaje prok. Agnieszka Kępka, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
To jednak nie wystarcza przedsiębiorcy.
- Uważam, że zostałem pomówiony i niesłusznie aresztowany. Miałem niezbite dowody na to, że w dniu popełnienia przestępstwa przebywałem gdzie indziej. Mimo to prokuratura nie sprawdziła mojej wersji. Od razu zabrano mnie do sądu po areszt. Będę pisał w tej sprawie do ministra, do Rzecznika Praw Obywatelskich. Zamierzam walczyć o odszkodowanie - zastrzega pan Krzysztof.
Prokuratorskie postępowanie zostało zawieszone na czas poszukiwania sprawców. Za rozbój z użyciem broni grozi im od 3 do 12 lat więzienia.
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?