MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Relacja z IV Lublin Jazz Festival

PAF
Tyle się mówi o tym, że "muzyka jest uniwersalnym językiem", "formą rozmowy z odbiorcą", "komunikacją bez słów" i tak dalej, że stało się to komunałem. Ale po zakończonym wczoraj IV Lublin Jazz Festival zapytałem sam siebie całkiem serio: jakim językiem mówili do mnie festiwalowi muzycy?

Język Rempis Percussion Quartet przypominał slang nowojorskich gangsterów (w każdym razie ten, który znam z amerykańskich filmów i seriali). Saksofonista i sekcja rytmiczna mówili (grali) głośno, dosadnie i konkretnie, a przy tym wszystkim: jak to nowojorczycy: obłędnie rytmicznie.

Interlokutorzy często wchodzili sobie w słowo, co dawało wrażenie ożywionej dyskusji na jakiś ważny temat, a czasem słuchali tylko tego, co ma do powiedzenia frontman vel szef gangu.

Czułych słówek było niewiele - w końcu mówimy tu o prawdziwym free jazzie. Ba!, gdyby saksofon mógł przeklinać, bez wątpienia usłyszelibyśmy kilka "fucków". Oczywiście, ze slangiem, jak to ze slangiem: kto go rozumie, ten doceni dowcip i sens, dla osoby z zewnątrz mocno to wszystko niejasne.

Mikrokolektyw na pewno nie mówili w żadnym znanym ludzkości języku. Muzyka duetu to albo międzynarodowa gwara przyszłości, albo język komputerowy, albo jedno i drugie. Perkusista i kornecista składali zdania niczym dadaiści: ze strzępków innych wypowiedzi, przypadkowych sylab, niekiedy jąkając się w nieskończoność. Nie bali się też sięgać po nowatorskie środki wyrazu: nie wpadłbym na to, że mikrofon megafonu może służyć za pałeczkę perkusji. Czyli: neologizmy.
Efekt był fascynujący, choć znam pewnego artystę, który wypowiada się podobnie. To Rob Mazurek, z którym Mikrokolektyw kiedyś współpracował.

Żeby to, co mają do powiedzenia Levity przebiło się przez gwar zebranego w Czarnej Owcy tłumu artyści nie mogli owijać sprawy w bawełnę. Momentami można było powiedzieć, że wręcz krzyczeli do słuchaczy, co rzadko daje pożądany efekt. Nie można nie docenić kompletnie odrębnego stylu perkusisty Jerzego Rogiewicza i, idących w stronę Maseckiego, poszukiwań Jacka Kity, ale w knajpianych warunkach nie udało mi się usłyszeć tego, co trio chciało mi przekazać.

Adam Pierończyk feat. Gary Thomas
W języku polskim nie ma czegoś na kształt Received Pronunciation (zwanego też "BBC English" ,"Queen’s/King’s English"). To tzw. język standardowy, który na co dzień funkcjonuje w języku angielskim jako wymowa i akcent cechująca ludzi z wyższych klas społecznych od nawijającego swojskim cockneyem, brummiem, czy geordiem pospólstwa.

Może to za sprawą sztywniackiego ubioru Pierończyka, raczej służbowego, niż przyjacielskiego rodzaju relacji między muzykami, braku spontaniczności na scenie, pewnego rygoru formalnego, ale wyobrażam sobie, że gdyby przełożyć muzykę Pierończyka z sobotniego koncertu poświęconego Komedzie, na mowę, wyglądałoby to mniej więcej tak:
Lider: Szanowni Koledzy, szanowni Państwo, teraz gramy wspólnie Komedowski temat. Zmodyfikowaliśmy go stosownie, bez szaleństwa, za to z intelektualną finezją: inaczej rozłożyliśmy akcenty, przystrzygliśmy tempo, wyczesali tonację.
Gary Thomas: Pan pozwoli, że zagram pierwszą solówkę.
Lider: Oczywiście, Szanowny Panie, byle zmieścił się Pan w omawianych wcześniej ramach czasowych.
Gary Thomas: Ależ naturalnie.
Lider: Dziękuję. Proszę się odsunąć. Teraz, proszę Państwa, solówkę gram ja.
(po solo)
Lider: Dziękuję, wracamy do tematu głównego. Zapraszam Panów…
Basista, Michał Barański: tę da da, tę DA DA DA DAM, tę DA DA TĘ DUM…
Lider: …ależ szanowny Panie, uprzejmie proszę o powstrzymanie się przed nadmiarem!
Basista, Michał Barański (poproszony): Ależ oczywiście: tę tę dą dą tę tę dum
Lider: Doskonale. Kolejny numer wedle ustalonych planów: pan Gitarzysta i pan Basista w call and response, następnie solówka moja, Pana Gary’ego, pana Perkusisty. Przy okazji: Pan Perkusista w siódmym takcie trzeciego utworu spóźnił się o ćwierć sekundy. To wina nadmiernej ekspresji, ponosi Pana zbyt często! I proszę się tak nie pocić, doprawdy, nie wypada… Zatem - zaczynamy od tematu: raz, dwa, trzy…

Led Bib zagrali jeden z najlepszych koncertów IV LJF. Także dlatego, że byli odwrotnością języka Adam Pierończyka. Posługiwali się mową ludzi młodych, wychowanych w takiej obfitości muzyki, że podziały na "jazz i "nie-jazz" są dziwaczne. Basista, który raz gra punkowymi akordami na elektrycznej basówce, raz pizzicato (poprzez szarpanie strun) na kontrabasie nie dziwi tu nikogo. Podobnie jak praca perkusji, z motoryką bliższą rockowi, niż nerwowemu jazzowemu beatowi. (Mnie zadziwił jedynie techniką i wyobraźnią Toby McLaren na klawiszach.)

Na sali w studiu Radia Lublin panowało pełne zrozumienie, w końcu i po drugiej stronie znajdowali się w większości młodzi ludzie. Łatwość komunikacji najłatwiej było zauważyć podczas konferansjerki perkusisty Marka Holuba, z miejsca wzbudzającego rozbawienie i sympatię publiki. Choć może jest coś w tym, że Holub ma polskie korzenie?

Dziki Jazz Akineton wypowiadał się z sensem. Bywało, że udało im się wciągnąć słuchacza w opowieść za sprawą umiejętnie budowanej dramaturgii. Pointę jednak z reguły znałem. Niemal wszystko to słyszałem już przecież u Contemporary Noise Sextet/Quintet.

"Muzyka improwizowana jest w moim przekonaniu czymś, co nie może podlegać ani stagnacji, ani nie może być w odwrocie. Jest sztuką komunikacji między ludźmi - między muzykami." - mówił w wywiadzie dla Diapazon.pl Marcin Oleś. Braciom Oleś, którzy grali w sobotę w Kościele Ewangelicko-Augsburskim, porozumiewanie przychodzi bez trudu, jak to między braćmi, a zwłaszcza między bliźniakami bywa.

W takiej rozmowie nie ma miejsca na komunikacje werbalną, ani nawet gesty. Zastępuje je wyczuwanie intencji, rozumienie na poziomie emocjonalnym. Najpiękniejsze jednak, że nawet przez chwilę nie czułem się świadkiem wymiany "zdań", a jej uczestnikiem. Olesiowie bowiem komunikowali się nie tylko miedzy sobą, ale też z publicznością.

I nigdy nie tracili czasu na opowiadanie banałów. Każda figura rytmiczna służyła jako most dla wycieczek granego arco (smyczkiem), lub pizzicato kontrabasu. Każda pulsacja kontrabasu miała z kolei za zadanie uwypuklić szaleńcze wędrówki po bębnach i talerzach. O stronie technicznej nie będę zresztą się rozpisywał, bo i po cóż rozprawiać o takiej perfekcji. Nie będę się też starał o definicję tej muzyki. Na pewno nie był to jazz, choć improwizacji nie brakowało, były i drobne elementy (za sprawą skali i rytmiki) muzyki Bliskiego Wschodu, był kunszt kompozycyjny tzw. modern classical.

Ważniejsze, że występ duetu był jedynym, który na całym festiwalu autentycznie mnie wzruszył.

Bauagan mówili mniej więcej tak, jak mówi się na dyskotece do nowopoznanej dziewczyny: nieco szpanersko, trochę z emfazą, czasem ściemniając, wszystko po to, by szybko zrobić wrażenie. Rzecz w tym, że z perkusistą, któremu zdarza się zgubić rytm i wokalistą bez talentu wokalnego nie jest to rzecz łatwa. Poza dobrą nawijką w "Walce" nie udało się formacji przekonać mnie, że potrafią grać jazz, rocka i disco. Pomijając fakt, że nikt nie lubi natrętnych podrywaczy - wprosić się samemu na bisy?
Bauagan dostał ode mnie kosza.

W jakim języku rozmawiali ze słuchaczami Is What?!?
Doprawdy, nie wiem.
W każdym razie był to taki język, który sprawił, że koncert zakończył się imprezą taneczną mimo ustawionych na sali krzeseł, wcześniej wbijając w te krzesła słuchaczy wirtuozerią Hamida Drake’a i fantastycznym flow Napoleona Maddoxa.
Takim, dzięki któremu zaangażowane społecznie treści dotarły do każdego na widowni.
Takim, w którym wystarczy poprosić salę o wspólny śpiew, czy wstanie z miejsc, by natychmiast dostać to, o co się prosiło.
Takim, dzięki któremu ludzie opuszczający Radio Lublin wyszli szczęśliwsi i lepsi, niż gdy do niej wchodzili.
Ten język nie ma odpowiednika w żadnym rzeczywistym. Nawet ponadnarodowe esperanto się nie umywa.


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski