Był to okres, gdy partery odremontowanych domów zaczęły zajmować różne instytucje i urzędy. To bardzo niedobry znak - stwierdziła pani konserwator - jeśli tak dalej pójdzie, to Starówka stanie się martwym miejscem Koziego Grodu. Instytucje pracują bowiem do godzin popołudniowych, potem urzędnicy idą do domów i zostaje bezludne miejsce. Ta nasza perełka powinna być oazą radości i zabawy, tętniącą życiem, pełną kawiarń, restauracji i pubów.
W owym czasie było to marzenie jakby z bajki i nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek się spełni. Rzeczywistość była bowiem przerażająca. Za Bramą Krakowską znajdowała się ulica Bramowa, jako tako oświetlona, a przy niej kawiarnia "Czarcia Łapa". Dalej było już tylko coś w rodzaju pustyni, w którą strach było się zapuścić, nie tylko nocą. Nawet pokonanie kilkudziesięciu metrów od wejścia na Stare Miasto do czartowskiej kawiarni było czasami niezwykle ryzykowne, szczególnie dla pań w futrzanych nakryciach głowy zimą, a latem z widoczną biżuterią. W bramach czaili się bowiem wyspecjalizowani w swoim rozbójniczym fachu "rwacze", którzy podbiegali do ofiary, jednym ruchem zrywali futrzaną czapkę lub złoty łańcuszek i ze zdobyczą znikali w kolejnej bramie. I szukaj wiatru w polu.
A jednak marzenia, które w tamtych czasach wydawały się całkowicie baśniowe, zaczęły się spełniać i dzisiaj Starówka wygląda niemal tak, jak w wizjonerskiej wyobraźni pani konserwator zabytków. W obrębie staromiejskiej enklawy działa kilkadziesiąt kawiarń, restauracji, pubów i piwiarni. Już w czasach panowania w ratuszu prezydenta Andrzeja Pruszkowskiego było ich ponad trzydzieści. Potem niektóre bankrutowały, a na ich miejsce pojawiały się nowe.
Szlak bywalca i łasucha dobrego jedzenia rozpoczyna się przed Bramą Krakowską, gdzie wita gości restauracja "Ulice miasta", słynna z tego, że w jej podziemiach ucztowali dwaj bohaterowie tzw. "afery ratuszowej", którzy zapewne pod wpływem przyjętych do organizmu napojów sprzedawali sobie coś na kształt słynnych Inflantów. I chociaż było to zdarzenie jakby z kręgu twórczości Jarosława Haszka, to zainteresowały się nim prokuratura i sądy, czego, jak sądzę, nie wymyśliłby nawet słynny czeski humorysta.
Po minięciu, jak ja ją nazywam, Szwejkowskiej restauracji, idąc wzdłuż ulic: Bramowej i Grodzkiej, spotykamy kolejnych kilkanaście lokali, a szlak kończy się za Bramą Grodzką kawiarenką "Brama cafe". Oczywiście, różnego rodzaju placówek dobrego jedzenia i picia nie brak jest przy bocznych uliczkach. Teraz zimą, życie towarzyskie odbywa się wewnątrz lokali. Za to, jak tylko słoneczko mocniej przygrzeje, obok lokali pojawią się liczne ogródki i barwne parasole. Wtedy dopiero będzie widać, że Stare Miasto z wizji pani Jadwigi Jamiołkowskiej stało się rzeczywistością. I Starówka, kiedyś smutna i szara, dzisiaj żyje kolorami i zabawą.
Przypominam o tym, a szczególnie etatowym malkontentom, którzy popłakują, że w Lublinie od lat nic się nie zmieniło, że coś tam jednak drgnęło i że nawet najśmielsze marzenia mogą się spełniać, chociaż, niestety, jest o to coraz trudniej…
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?