MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wiele hałasu o co?

Jan Pleszczyński
Jan Pleszczyński.
Jan Pleszczyński. archiwum
Mam nadzieję, że nie zostanie to potraktowane jako kryptoreklama. Lidl ani mnie ziębi, ani grzeje - supermarket jak każdy inny. Ale dość często go odwiedzam, bo po prostu akurat ten dyskont mam kilka kroków od domu. Gdyby w tym miejscu stał inny, kupowałbym w innym.

Nie ma co udawać, że jest inaczej - w takich sieciach jak Lidl wiele towarów można kupić taniej niż gdzie indziej. Ja, tak jak chyba większość ludzi, staram się kupować tam, gdzie jest taniej; nie muszę mieć wszystkiego najwyższej jakości. To zresztą zgodne z moją naturą. Wolę mieszkać w hostelu niż pięciogwiazdkowym hotelu, wolę bary mleczne od wykwintnych restauracji, fiata od mercedesa, a na plaży w jakimś egzotycznym kurorcie zanudziłbym się na śmierć.

Kilka tygodni temu dowiedziałem się z gazet, że "Solidarność" wzywa w lutym do bojkotu Lidla. Usiłowałem dowiedzieć się czegoś więcej, ale ani w prasie, ani w radiu i TV, ani nawet w googlach nie udało mi się znaleźć jakiejś pogłębionej informacji. Ze wzajemnie sprzecznych komunikatów związkowców i przedstawicieli zarządu firmy trudno zaś było cokolwiek wnioskować. Głosów w internecie nie brałem pod uwagę - w kwestii anonimowych opinii jestem strasznie staroświecki.

Nadal nie mam pojęcia kto miał rację w tym konflikcie. Do dyrektorów wielkich firm i korporacji nie mam żadnego sentymentu, ale do liderów związkowych też nie. Ze związkami, tymi "moimi", do których wstąpiłem w 1980 roku, pożegnałem się już bardzo dawno, podczas "wojny na górze". Te "inne" podpadły mi jeszcze wcześniej; do dziś pamiętam, jak moja znajoma, która ubiegała się o pracę w tzw. "dobrym liceum" w Lublinie dostała od pani dyrektor propozycję: pracę dostanie, o ile zapisze się do związków. Podziękowała.

Ale nie jestem programowo antyzwiązkowy. Przeciwnie - uważam, że w epoce korporacji, supermarketów i bezwzględnej konkurencji związki zawodowe są niezbędne - mimo wielu patologii związanych z ich działalnością. Wprawdzie mnie osobiście w żadnej pracy nie spotkał mobbing, represje, poważne przykrości, nigdy nie czułem się też wyzyskiwany, to jednak kilka razy widziałem, jak moi koledzy i koleżanki pracę tracili - z dnia na dzień i bez ostrzeżenia. Nie dlatego, że źle pracowali, tylko z powodu "restrukturyzacji". I nie mogliśmy nic zrobić - w korporacji nie mieliśmy związków zawodowych. Tak więc w dzisiejszych czasach trudno nie być po stronie "zwykłych" pracowników. Ale ich reprezentanci powinni przekonująco wyjaśnić opinii publicznej w czym rzecz; tylko wtedy mogą liczyć na zrozumienie i solidarność. Życie przecież uczy, że liderzy związkowi nie są święci i bywa, że przekombinują.

Tym razem chyba związkowa para poszła w gwizdek - ja w każdym razie żadnego bojkotu w "moim" Lidlu nie zauważyłem. Luty minął, a w mediach też na ten temat cisza. Nawet nie wiem, czy z powodu zakupów powinienem mieć wyrzuty sumienia. Na razie nie mam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski