Z mieszanymi uczuciami przyjmuję natomiast wiadomość, że w trosce o zachowanie bieżących nakładów inwestycyjnych grupa posłów z naszego regionu, którym przewodzi Marek Poznański z Ruchu Palikota, gotowa jest wnioskować o odwołanie wojewody lubelskiego Jolanty Szołno-Koguc za - ich zdaniem - wielką niegospodarność i zbyt pochopną chęć zwrotu do budżetu kwoty ponad 28 milionów złotych. Na szczęście, nie ma jednak pewności, czy wniosek znajdzie poparcie większości parlamentarzystów z naszego regionu.
Faktem jest, że pozbycie się nawet najmniejszej kwoty na inwestycje i inne wydatki musi boleć każdego mieszkańca naszego regionu, ale jednocześnie - w świetle bieżących wydarzeń na rynku budowlanym - narasta wątpliwość: czy jesteśmy w stanie rozsądnie wykorzystać wszystkie unijne dotacje do końca bieżącego roku?
Patrząc na lubelski rynek inwestycyjny, mam czasami wrażenie, iż przypomina on łakomczucha, który nabrał na swój talerz wiele różnych przysmaków, o wiele za dużo, aby sam mógł je skonsumować. Efekt nadmiernego apetytu jest taki, że łakomczuch dostaje zadyszki, dławi się i z przerażeniem spogląda na kopiasty talerz z kawałkami smakowitego tortu…
Takie porównanie podpowiada fakt, że od pewnego czasu obserwujemy coraz więcej przerywanych prac na ważnych budowach, realizowanych przy pomocy unijnych dotacji, ale i ze środków własnych także. Przykładów jest wiele. Do nich należy Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej, którego budowę przerwał inwestor, którym jest Urząd Marszałkowski, już przed rokiem i do chwili obecnej nie znaleziono nowego wykonawcy. Przed kilkoma miesiącami minął termin ukończenia przebudowy wiaduktu przy ulicy Kunickiego. W tej chwili, jak to się potocznie mówi: inwestycja jest w lesie. Nic się tam nie dzieje, a co gorsze, nikt nie wie, kiedy i czy w ogóle inwestycja będzie kontynuowana. Kilka dni temu kolejna niepomyślna wiadomość: Urząd Marszałkowski zrywa umowę z firmą Polimex-Mostostal, wykonawcą Lubelskiego Centrum Konferencyjnego, z powodu ogromnych opóźnień w realizacji zadań. Epidemia jakaś?
Zdaniem wielu fachowców ta sytuacja może się pogłębić, a opóźnienia jeszcze wzrosną. Przyczyną tego jest słaba kondycja finansowa firm budowlanych, które wygrywały przetargi dzięki zaniżeniu ofert, licząc na tańszych podwykonawców lub renegocjacje oferty z inwestorem. Jeśli te zabiegi się nie spełniają, wykonawca dostaje zadyszki i musi skapitulować. Nie jest bowiem w stanie konkurować z innymi firmami w pozyskaniu pracowników, z braku możliwości zaoferowania realnie wysokich płac.
Z kolei inwestor zmuszony jest wybierać najtańszego oferenta ze względu na nieżyciowe wymogi ustawy o zamówieniach publicznych, preferującej najtańszą ofertę. I koło się zamyka. Koniecznością jest zatem szybkie urealnienie przepisów o zamówieniach publicznych, ale - mimo rządowych zapowiedzi - jakoś się na to nie zanosi. Tymczasem czas ucieka, a wraz z nim unijne fundusze…
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?