18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pierwsze dni stanu wojennego wspomina Bronisław Wardawy

Marcin Jaszak
Bronisław Wardawy z okresu stanu wojennego. Internowani nie golili się. Początkowo z braku przyborów, później dla zasady
Bronisław Wardawy z okresu stanu wojennego. Internowani nie golili się. Początkowo z braku przyborów, później dla zasady Archiwum Bronisława Wardawego
Jednym udało się uciec na chwilę przed przyjściem esbeków, inni w pośpiechu wydzwaniali do kolegów, nie wszystkie telefony działały. Ja w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku zwyczajnie spałem. Przed trzecią w nocy obudził mnie ostry dzwonek do drzwi. No i się zaczęło. Bronisław Wardawy, jeden z internowanych, wspomina początek stanu wojennego w Lublinie oraz pobyt w ośrodku we Włodawie.

Do drzwi podszedł mój 16-letni syn, Wojtek.

- Tato, to do ciebie jakiś pan.

- Czy pan Wardawy - przez judasza obaczyłem tłuste i obleśne indywiduum.

- Proszę otworzyć. Mamy do pana interes - odezwało się to spod sterczących, rudawych wąsów.

- Jaki interes?! W środku nocy?! Przyjdź pan o szóstej, to pogadamy o interesach.

Chwila ciszy, a później ten za drzwiami powiedział, że jest z milicji i ma bardzo ważną sprawę i jeśli nie otworzę, to będzie musiał drzwi wywalić. Otworzyłem. Do mieszkania wpakowało się oprócz niego jeszcze dwóch innych, którzy wcześniej ukryli się za windą. Szybko i sprawnie sprawdzili moje dokumenty i kazali się ubierać. Mieli mnie zabrać na najwyżej godzinę do komendy MO. Trochę się to jednak przedłużyło. Wróciłem do domu po dwóch miesiącach.

Policyjny polonez ruszył dość ostro, a ja siedziałem z tyłu, wciśnięty między dwóch ubeków. W podróż na komendę raczej nie wierzyłem. Wyjechaliśmy z ulicy Kleniewskich w Obywatelską, a następnie w Jaczewskiego po to, aby skręcić w Północną. Dopiero wtedy zaświtało mi, że jednak wiozą mnie na komendę. Na Północnej widać było zmasowany ruch samochodów, nie tylko milicyjnych. Cały parking i podwórze były zastawione różnymi pojazdami. Przed wejściem do komendy kręciło się mnóstwo tajniaków i mundurowych, oczywiście nie zabrakło przesławnych ZOMO-li w charakterystycznych ubrankach marengo. Moi opiekunowie zaprowadzili mnie na drugie piętro. Tam też był tłum ludzi. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że dzieje się coś niezwykłego, zakrojonego na szeroką skalę.

W pokoju kadrowa, pracownica SB, poinformowała mnie, że jestem zatrzymany jako człowiek niebezpieczny dla obecnej rzeczywistości. Stwierdziłem krótko, że jest to dla mnie szok. Zostałem "rozbrojony" z długopisu i kluczy do domu. Podsunięto mi kwit do podpisania. Litery mi latały przed oczami i nie wiedziałem nawet co podpisuję. Zapewne był to papier, który traktował o moim zagrożeniu i niebezpieczeństwie, jakie stwarzam dla PRL, wobec czego zostaję zatrzymany. Charakterystyczną rzeczą była szara koperta, w której było dość pokaźne milicyjne dossier. Kiedy tego nazbierali?! Licho ich wie!

Po załatwieniu "formalności", w asyście tajniaków zostałem sprowadzony do "suki" milicyjnej. Była już prawie zapełniona. Wchodząc do "suki" zostałem przywitany przez kolegów z "Solidarności". Zrobiło mi się raźniej na duszy, wreszcie swoi, życzliwi i przychylni.
Siedzieli już tam Czesiek Niezgoda - kolejarz, Rysiek Jankowski z Zarządu Regionu, Rysiek Kuć ze Świdnika, Janusz Karpiński i Janek Kozak - obydwaj z ZR, Zbyszek Puczek z WSK Świdnik, Leszek Paga i Wiesiek Kamiński z UMCS, Andrzej Jóźwiakowski z Akademii Medycznej, Antek Czop i Jurek Gregorowicz z Lubartowa, Józek Łomoć i Rysiek Kuśmierczyk z FŁT w Kraśniku i Bogdan Bochra z LZNS-u. Przed samym wyjazdem dołączył do nas rzecznik prasowy regionu Wojtek Samoliński zwany Szmulem.

Jako cel naszej "wycieczki" obrano zakład karny we Włodawie - kryminał dla ludzi z NSZZ "Solidarność". Pierwsze wrażenie? Szczekanie psów, trzask otwieranych bram, wrzask służby więziennej i pierwsze, miłe dla nas zaskoczenie. Funkcjonariusze służby więziennej krzyczeli na naszych strażników, aby oddali broń. Odebrano im karabiny, którymi tak dzielnie potrząsali przez całą drogę do Włodawy. Później dalsza podróż. Wyczytywanie nazwisk i spacer pośród ustawionych w szpalerze strażników, którzy z ironicznym uśmiechem stwierdzali: - Kur...! Czołówka "Solidarności" przyjechała. W końcu trafiliśmy na pierwsze piętro do celi 68.

Tak zaczął się pobyt w zakładzie karnym. Kilkanaście miesięcy. Adaptacja, dni poukładane według ścisłego rozkładu, później wpuszczono nas na świetlicę i do biblioteki. Pierwsze spacery wokół przytwierdzonego do podłogi stołu, którego obwód miał niecałe cztery metry. Potrafiliśmy tak, jeden za drugim, zrobić kilka kilometrów dziennie. Łaźnia i kąpiele - najważniejsze dni podczas całego tygodnia. Oczywiście kipisze i rewizje, "kabaryna", czyli specjalna cela dla najbardziej aktywnych pensjonariuszy oraz izolatka. Msze święte, które były odprawiane już od drugiego dnia świąt Bożego Narodzenia, paczki z domu. A w tym wszystkim główny punkt programu - przesłuchania.

Rozmowy wyglądały zazwyczaj mniej więcej w ten sposób, że jeden z ubeków zagadywał: - Jaki porządny człowiek, panie inżynierze, trafił do więzienia. Po cóż było mieszać się do polityki, kiedy miałem dobrą pracę. Zachciało mi się "Solidarności". Po co było robić rewolucję. Drugi zaczynał straszyć, że z kryminału szybko nie wyjdę, dopóki nie podpiszę tak zwanej lojalki, w której należało się wyrzec dalszego prowadzenia działalności związkowej. Po czwartej rozmowie, ubecy doszli do wniosku, że jestem już gotowy do podpisania papierów. Wyśmiałem ich. Wpadli w szał. Wtedy podsunęli mi kolejny kwit, że nikomu nie powiem o ich próbach namówienia mnie do współpracy. Wyśmiałem. W końcu wyciszyli się i tego dnia nie chcieli już ze mną rozmawiać.

Taki był początek stanu wojennego. O samym pobycie, długo by opowiadać. Na początku lutego 1982 roku, podczas mszy, biskup lubelski szepnął mi, że niedługo wyjdę na wolność.

Pierwsza reakcja po wyjściu? Straszne zdziwienie na widok szlabanów po drodze do Lublina. Pamiątki stanu wojennego. W autobusie dokonywane były kontrole. Gdy patrol zobaczył jedenastu "zbirów" w autobusie, niegolących się od paru miesięcy, to zrezygnował z legitymowania nas. Widocznie domyślili się że jedziemy zWłodawy. Tam, jak w innych kryminałach, internowani nie golili się. Początkowo z braku przyborów, później dla zasady. Przyjęliśmy to jako formę protestu.

Bronisław Wardawy

Od września 1980 w "Solidarności" członek Komitetu Założycielskiego w Centrali Wschodniej DOKP w Lublinie, od X 1980 przewodniczący Komisji Oddziałowej, przewodniczący Okręgowej Sekcji Kolejarzy, członek KZ w Węźle PKP Lublin oraz Międzyokręgowej Komisji Porozumiewawczej Kolejarzy. 13 XII 1981 internowany w ośrodku odosobnienia we Włodawie, zwolniony 8 II 1982. Autor książki "Kolejarze w Katyniu i innych miejscach kaźni i męki".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski